Kamil Dworzecki Kamil Dworzecki fot. MOKS Słoneczny Stok Białystok

Kamil Dworzecki: Ksywa "Dziadek" mi nie grozi

Mistrz Polski z Wisłą Krakbet Kraków, ostatnio grający w Niemczech, wrócił do Polski i był jednym z bohaterów starcia MOKS-u Słoneczny Stok Białystok z Solnym Miastem Wieliczka. W dużej mierze to dzięki niemu zespół z Małopolski zapisał na swoim koncie pierwsze zwycięstwo w tym sezonie. W rozmowie z Futsal-Polska.pl Kamil Dworzecki zdradza, co zdecydowało o jego powrocie do Polski. - Ich liga może szybko przeskoczyć Futsal Ekstraklasę - mówi o Niemcach golkiper z Wieliczki.
Futsal-Polska.pl: Tak w skrócie, gdzie się tułałeś przez ten czas, gdy zakończyłeś występy w Cleareksie Chorzów?
Kamil Dworzecki: Kontrakt z Cleareksem rozwiązałem już po rozegraniu meczu w rundzie rewanżowej, przez co do końca sezonu 2015/16 nie mogłem już wystąpić w żadnym innym polskim klubie. Wtedy dosyć przypadkowo trafił się kierunek niemiecki i kontakt z klubem VFL 05 Hohenstein-Ernstthal. Pewien menadżer z Polski, który szuka zawodników dla tego klubu zapowiadał, że "sprowadzi bramkarza, który grał w Wiśle". Z taką informacją zadzwonił do mnie Piotr Papierowski, który wybierał się tam na testy mówiąc, że też podobno jadę. Nic o tym nie wiedziałem, ale poprosiłem o numer i sam do niego zadzwoniłem. Takim trochę zbiegiem okoliczności trafiłem za granicę.
W tamtym sezonie spędziłem tam tylko miesiąc i po tym jak odpadliśmy w ćwierćfinale, wróciłem do Polski. Początkowo nie miałem w planach jechać tam znowu, ale w letniej przerwie złożyli mi propozycję na sezon 2016/17, która w porównaniu z ofertami, jakie miałem z naszego podwórka, wyglądała najbardziej przekonująco.

I jak wyszło drugie podejście do niemieckiej ligi?
Poza mną i Piotrkiem sprowadzono tam znanego z Pogoni Serhija Szarowarę oraz kilku ciekawych zawodników z Ukrainy. Skończyło się srebrnym medalem, a na drodze do złota stanął zespół Jahn Regensburg, złożony głównie z Brazylijczyków, w tym stary znajomy z Wisły Andre Perez. Wielu osobom w Niemczech nie podobał się skład finału i złośliwie nazywali go meczem Ukraina - Brazylia.

Nie ma żadnych ograniczeń dla zawodników spoza Unii Europejskiej?
Są, trzech lub czterech może być. Co do Brazylijczyków, to zapewne część z nich ma portugalski paszport, a Serhij Szarowara ma polski. Do tego mnie i resztę Polaków opisywano jako Ukraińców i stąd ten temat.

Co zdecydowało o tym, że wróciłeś?
Sprawy rodzinne. W Niemczech przez pół roku byłem sam. Wyglądało to tak, że trzy tygodnie byłem tam a na tydzień przyjeżdżałem do Polski, do żony i córki. Na dłuższą metę nie da się w ten sposób funkcjonować. Uznaliśmy, że jeden taki sezon wystarczy.

I wtedy pojawiła się propozycja z Wieliczki?
W zasadzie to sam się zaproponowałem. Chciałem zostać w Krakowie, a w okolicy są dwie drużyny. Zanim wróciłem, do Słomnik sprowadzono już Kamila Lasika, więc nawet Miłoszowi i Krzyśkowi (trenerom Lex Kancelarii - przyp. red.) nie zawracałem głowy, bo po co im emeryt z Niemiec. Zadzwoniłem więc do Wieliczki i tak się to wszystko zaczęło. Później były małe problemy z moim certyfikatem i dopiero na trzecią kolejkę udało się mnie wpisać do protokołu.

I jak się czuje ten emeryt w zespole pełnym młodzieży?
Trochę dziwnie, bo wyrywają mi sprzęt z ręki, jeśli chcę coś nieść. Pewnie się boją, żeby coś w plecach nie strzeliło. A tak na serio, to mamy fajną atmosferę, w czym na pewno też pomoże pierwsze zwycięstwo. A kto mnie zna, ten wie, że nie jestem typem ponuraka i szybko złapaliśmy kontakt. No i na szczęście jest Piotrek Myszor, więc ksywa "Dziadek" mi nie grozi (śmiech).
Solne Miasto było raczej skazywane na spadek, a przynajmniej na grę w dolnych rejonach tabeli. Uważasz, że niemal niezmieniony w porównaniu z zeszłym rokiem skład może zawalczyć o coś więcej?
Zdaję sobie sprawę, jak na nas patrzą inne drużyny. Nawet beniaminek uważa, że z kim jak z kim, ale z nami musi być komplet punktów. Mamy ambitną drużynę, a to jest sport i to, że wszystko jest możliwe, to nie tylko wyświechtany frazes. Żeby daleko nie szukać, wystarczy wspomnieć, kto był mistrzem Anglii dwa sezony temu (na trawie - przyp. red.). Wiadomo, że każdy punkt i każde zwycięstwo będziemy musieli wyrwać, ale lekceważenie ze strony rywali może nam tylko pomóc. Ja jestem przyzwyczajony do wygrywania i nie zamierzam jak Franek Smuda "walczyć o spadek". A co z tego wyjdzie, to zobaczymy. Sezon dopiero ruszył.

Porównując naszą ligę do tej niemieckiej - daleka droga przed nimi?
Na pewno w rozwoju nie pomaga format rozgrywek. Gra się w regionalnych ligach, z których dwie najlepsze drużyny awansują do ogólnokrajowego play-offu. I poziom w tych regionalnych ligach nie jest najwyższy. W zasadzie mogłyby grać ze sobą cztery drużyny, bo mecze z pozostałymi to poziom środowiskowy. Dopiero w play-offach wygląda to lepiej. Jest plan założenia Bundesligi od przyszłego sezonu. Po tym, jak wyglądają w telewizji mecze reprezentacji oraz finał, w którym występowałem, widać spore zaangażowanie niemieckiej federacji. Jeśli zrealizują swoje plany, dzięki swojej sile ekonomicznej będą w stanie sprowadzić lepszych trenerów oraz zawodników, a przez to poziom ligi będzie się szybko podnosił. Myślę, że ich reprezentacja jeszcze długo będzie w tyle za naszą, ale ich liga może szybko przeskoczyć Futsal Ekstraklasę. Za co powinniśmy w sumie trzymać kciuki, bo mocny futsal w Niemczech będzie w stanie pociągnąć tę dyscyplinę do góry i podnieść jej prestiż.

Jak oceniasz decyzję Rafała Krzyśki, który latem powędrował w odwrotnym do twojego kierunku?
Rafał jest w tym samym klubie, w którym byłem ja, więc nie mogę powiedzieć, że źle trafił (śmiech). Krzycha to inteligentny facet, na pewno przemyślał wszystkie plusy i minusy i myślę, że jest zadowolony. Wszystkim zdziwionym takim kierunkiem mogę tylko powiedzieć, że łatwo się odrzuca propozycje, których się nie dostało.

Dziękuję za rozmowę