Sergio Solano: W Hiszpanii uprawianie piłki i futsalu jednocześnie nie jest normalne
– Gdy żyjesz sam, rozumiesz, jak wygląda prawdziwe życie i ile wysiłku oraz poświęcenia wymaga osiąganie celów. Z rodziną zawsze jest łatwo – mówi Sergio Solano, zawodnik KS Acany Orła Futsal Jelcz-Laskowice. Mimo jego młodego wieku, Polska jest szóstym krajem, w którym Hiszpan rywalizuje na najwyższym poziomie.
Sergio Solano: Jestem zawodnikiem, który nigdy nie chce przegrać. Zawsze staram się dawać z siebie maksimum we wszystkim, co robię, i może dlatego sięgnąłem po wszystkie te tytuły. Nie myślę o przyszłości – lubię żyć teraźniejszością, cieszyć się chwilą. Choć oczywiście nadal chce zdobywać puchary i mistrzostwa. Zobaczymy jednak, co się stanie.
Wszystkie wspomniane tytuły są dla mnie ważne. W przypadku młodzieżowego mistrzostwa miałem okazję jako siedemnastolatek grać w zespole Rivas Atlantis (teraz Rivas Futsal). To było niesamowite, ponieważ rywalizowaliśmy z najlepszymi zawodnikami, z których wielu grało w pierwszej lidze. Z tego powodu, oraz dlatego że to był mój pierwszy tytuł, to osiągnięcie jest dla mnie tak ważne. Poza tym szczególnie istotny jest też dla mnie pierwszy złoty medal na Węgrzech, w pierwszym sezonie, który spędzałem poza domem. Byłem taki młody, miałem wiele problemów, ale było niesamowicie. A prawdopodobnie najtrudniejsze było zeszłoroczne mistrzostwo na Słowacji. Przyjechałem tam w styczniu. SK Slovan Bratislava futsal nigdy nie miał w swoich szeregach zagranicznego zawodnika, przez co czułem dużą odpowiedzialność. Musiałem poznać ich styl gry, a nikt nie mówił perfekcyjnie po angielsku. Gdy już sięgnęliśmy po tytuł po play-offach, byłem wyczerpany.
Pochodzisz z Madrytu. Nie ciągnęło cię do występów w Realu albo Atletico?
W moim domu od zawsze wspiera się Real Madryt i dlatego jestem fanem najlepszego zespołu na świecie (śmiech). Zacząłem grać w futsal w wieku sześciu albo siedmiu lat i uwielbiam to od tamtego czasu. Pamiętam, że spróbowałem piłki nożnej, jednak to nie był mój sport. Postanowiłem kontynuować karierę w futsalu, a skoro mam dobre wyniki, to po co cokolwiek zmieniać?
Tym sposobem trafiłeś, co prawda do drugiego zespołu, do Interu Movistar. W jakich okolicznościach do tego doszło i jakie doświadczenie wyciągnąłeś z przebywania w najbardziej utytułowanym klubie futsalowym?
W trakcie mojego ostatniego roku jako junior zadzwonił do mnie trener Interu Movistar B i zapytał, czy chcę do nich dołączyć. Powiedziałem, że chcę mieć zagwarantowaną możliwość trenowania z pierwszym zespołem. Po kilku dniach rozmów z rodziną i menedżerem zdecydowałem się na tę opcję rozwijania się jako zawodnik. To było niesamowite doświadczenie – trenowałem tygodniami z Ricardinho, Rafaelem Rato, Ortizem... Było trudno, ich gra jest nadzwyczajna. Wiele nauczył mnie także Jesus Velasco.
Nie było mi łatwo także ze względu na to, że przez pierwszy rok rywalizowałem z zawodnikami starszymi ode mnie. To było dla mnie coś całkowicie innego, ale mogłem być z jednym z moich najlepszych futsalowych przyjaciół, Rubenem Orzaezem (teraz kapitanem klubu Peniscola Rehabmedic FS) i wiele się nauczyć. Poza tym młodzi zawodnicy nie mają wiele szans na grę w pierwszym zespole, ale czasem wspólnie trenowaliśmy, co było dobre.
Właśnie z uwagi na przebywanie w kadrze drugiej drużyny zdążyłeś z pewnością poznać system szkolenia w Interze. Czym się wyróżnia i w jakim stopniu stanowi o sukcesie tego klubu?
Druga drużyna zawsze stara się grać tak jak pierwsza. Gdy ktoś z rezerw zostaje powołany, musi znać wszystkie ruchy i strategie, tak by nie przeszkadzać ani nie spowalniać gry na treningach.
W akademii uczy się gry systemem pierwszej drużyny, cztery-zero. Myślę, że trenowanie tam nie jest trudniejsze niż w innych zespołach. Trudne jest zwyczajnie dlatego, że wszyscy są młodzi i nie mają dużego doświadczenia. Inter Movistar nie jest w tym aspekcie jak El Pozo czy Barca, jest poziom niżej.
Szesnastoletni Daniił Kriwicki, Białorusin, przyjechał do Hiszpanii specjalnie po to, by trenować w akademii Interu Moviestar. Możesz go nie znać, ale chciałbym zapytać ogólnie – zawodnicy z różnych państw często przybywają do twojego kraju, by uczyć się od najlepszych? Jakie są tego efekty i co czeka później tych juniorów?
Niektórzy zawodnicy rzeczywiście mają szansę przyjechać do Hiszpanii, by trenować z silnymi drużynami. To dla nich bardzo dobre, ponieważ mogą zobaczyć, jak funkcjonują najlepsi zawodnicy na świecie i próbować ich naśladować. Ponadto poznają inny kraj, osoby, język – to owocuje dla nich w przyszłości nie tylko jako zawodników, ale po prostu ludzi.
A czy w hiszpańskich akademiach ma miejsce rotacja pomiędzy zawodnikami z trawy i z hali? W Polsce nawet zawodowi gracze często łączę występy w różnych klubach.
Większość zawodników zaczyna w młodości od futsalu. Uczą się dzięki niemu techniki. Jednak z wiekiem zmieniają go na piłkę nożną. W Hiszpanii uprawianie w klubach obu dyscyplin w tym samym czasie nie jest normalne. Może jeszcze jako junior, ale sądzę, że kiedy masz już licencję na futsal, nie możesz występować w innej drużynie piłkarskiej.
Po opuszczeniu ojczyzny występowałeś w latach 2014-2016 w węgierskiej ekstraklasie (ETO FC Győr), a później jeszcze we Włoszech, w Niemczech i na Słowacji. Zdobycie międzynarodowego doświadczeniu w młodym wieku owocuje w przyszłości?
Gdy żyjesz sam, rozumiesz, jak wygląda prawdziwe życie i ile wysiłku oraz poświęcenia wymaga osiąganie celów. Z rodziną zawsze jest łatwo. Myślę, że stałem się lepszy, odkąd zdecydowałem się obrać taką ścieżkę kariery. Lepszym zawodnikiem, ponieważ grałem z wieloma zespołami, zawodnikami i zawsze uczyłem się czegoś od nich. Ćwiczyłem różne systemy i strategie. Ale też lepszym człowiekiem. U boku rodziców myślałem, że życie jest łatwe. Jednak kiedy odchodzisz, zaczynasz dostrzegać znaczenie małych rzeczy.
Jestem osobą, która lubi podróżować i mogę to robić dzięki futsalowi. Przykładowo spędziłem dwa lata w pobliżu Budapesztu i mówię wszystkim, że dla mnie to najpiękniejsze miejsce, w którym byłem. Ale lubię też Bratysławę, Florencję, czy Wrocław i Jelcz-Laskowice.
Od tego sezonu dopisujesz do przebiegu swojej kariery kolejny kraj – Polskę. Co wiedziałeś oraz jak oceniałeś poziom polskiego futsalu, zanim trafiłeś do ekstraklasy? Czy twoje wyobrażenia się sprawdziły?
O polskiej lidze nie wiedziałem nic. Tylko nieco o Rekordzie, ponieważ występował w nim Michal Seidler, jeden z byłych kolegów z drużyny. Miałem świadomość, że zespół z Bielska-Białej jest najtrudniejszym rywalem w Polsce, najbardziej utytułowanym. Oczekiwałem niższego poziomu ekstraklasy. Przykładowo na Węgrzech i na Słowacji liczy się tylko cztery-pięć najsilniejszych zespołów. W Polsce jest inaczej. Tutaj każdy walczy do końca i ma realne szanse na zwycięstwo. Nie spodziewałem się tego.
Wyniki w Orle są jak dotąd lepsze od zakładanych, a od niedawna masz okazję trenować i grać u boku Adriano Foglii, jednej z ikon światowego futsalu. Sądzisz, że możesz na dłużej zagościć w Jelczu-Laskowicach czy ogólnie w Polsce?
Miałem już okazję grać z niesamowitymi zawodnikami i mam bardzo dobrych przyjaciół dzięki futsalowi. Dobrze, że mogę dzielić szatnię z jednym z najlepszych. Cieszę się z tego, gdzie jestem. Tworzymy z kolegami z drużyny świetną grupę, wraz z trenerem i zarządem. Ale podpisałem kontrakt tylko na rok i nie myślę o przyszłości. Staram się wykonywać swoją pracę i dawać z siebie to, co najlepsze. I to wspólnie robimy.
Z racji ligi, w której obecnie występujesz, będziesz z pewnością przyglądał się jeszcze uważniej eliminacjom do Mistrzostw Świata. Hiszpania z Polską trafiły do jednej grupy. Jak oceniasz obie reprezentacje i ich szanse w eliminacjach, a może też w finałowym turnieju?
Hiszpania zawsze jest faworytem – w jej reprezentacji występują najlepsi futsaliści na świecie. Jednak w sporcie wszystko może się zdarzyć. Polska znajduje się poziom niżej od niej, ale jest w stanie walczyć z nią jak równy z równym. Mam nadzieję, że wasza reprezentacja dostanie szansę, by zajść wysoko. Życzę jej wszystkiego najlepszego.
Rozmawiał Mariusz Bartodziej