Z notatnika dziejopisa fot. Michał Wencek

Z notatnika dziejopisa

Chciałbym móc napisać kiedyś, że za mojego świadomego zainteresowania się futsalem reprezentacja Polski w tej dyscyplinie nie jest chłopcem do bicia na poważnej europejskiej, czy światowej imprezie. Czy będę to mógł uczynić w kolejnym felietonie – nie wiem. Póki co - nie ubieram różowych felietonowych okularów. Jestem realistą, ale lubię być zaskakiwanym. Niemniej już sam występ na parkietach Słowenii jest sukcesem.

Chciałbym, aby słoweńskie, futsalowe Euro nasza reprezentacja przetrwała godnie. Jeżeli już nic nie wygramy, to aby nie było blamażu. A jak coś ugramy, aby to nie było w walce o przetrwanie, tylko na naszych warunkach. Obojętnie, w jakim nastroju przyjdzie  pisać kolejny felieton, wiem jedno - polski futsal zaczyna nową historię i od wtorku, mówiąc o startach finałowych będziemy odnosić się do Lublany, usuwając w cień historii wydarzenia z Moskwy z 2001 roku. Tak bowiem życzy sobie historyczny proces dziejowy. I na nic zdadzą się malkontenctwa wielu, że teraz było łatwiej awansować do finału – bo były baraże i więcej zespołów w finałach. Po latach pamięta się tylko o udziale oraz o medalach albo o tytule.
To był akapit z gatunku obiektywnych, a teraz nieco prywaty. Wiem, jak trudnych rywali mamy w grupie. Rosja, Kazachstan – to rywale z topowej europejskiej półki. Jednak mam nadzieję, że trener Korczyński, praktyk i teoretyk w jednym, wie - co ma powiedzieć podopiecznym przed meczami. Nikt mi bowiem nie wmówi, że naszym marzeniem nie jest wyjście z grupy. I że kadra myśli inaczej, gdyż wylosowaliśmy trudnych rywali. Co to, to nie. Kiedy mielibyśmy myśleć o sukcesie, gdy następny awans może trafić się znowu po dłuższej posusze? Liczy się to co jest tu i teraz.

I dlatego oczekuję od sztabu, zawodników, działaczy pełnej koncentracji. To, co piszę, wcale nie jest żadnym nadużyciem, bo urokiem piłki są akurat nieprzewidywalne wyniki. W jednym, pojedynczym meczu na turnieju ten słabszy może wygrać, bo akurat trafił się jego dzień. Dlatego mam nadzieję, że reprezentacja futsalowa Polski zrobi w Słowenii wszystko, by słabszą być tylko z nazwy, a na parkiecie tylko lepszą.

Jest takie angielskie powiedzenie – „been there, done that”, które tłumaczę sobie jako pojechać, poczuć, zobaczyć, opowiedzieć. Niestety, tym razem nie zobaczę bezpośrednio, będąc na pięknej ziemi słoweńskiej, grupowych meczów Polaków. Ewentualnie dopiero w ćwierćfinale lub półfinale, na które wybieram się, dzięki przyjacielskiej gościnności znajomych sympatyków futsalu azerskiego. Liczę, że jeszcze wówczas ktoś z Polski będzie na mistrzostwach.

Europejskie turnieje oglądam w miejscu ich rozgrywania od finałów ostrawskich w 2005 roku, z portugalską przerwą w roku 2007, niezmiennie do dzisiaj. Będzie już na żywo tych imprez pięć. Zebrałem więc trochę doświadczenia i mogę porównywać, opowiadać. Ciekaw jestem szczególnie polskich kibiców. Ilu ich będzie, jak wspomogą naszych. To też będzie znak zainteresowania futsalem w Polsce. Taki sprawdzian, który da odpowiedź, czy „balon futsalowy” jest polskiej piłce rzeczywiście potrzebny, czy tylko jest „dmuchany” nad wyraz.
Niedawno prezes związku piłkarskiego udzielił sporego wywiadu, w którym wiele mówi o roku 2018 w polskiej piłce, stwierdzając, że będzie to rok ciekawy. Niestety, nie doczytałem się w wywiadzie nic o futsalu, a wymienia prezes nawet różne kadry młodzieżowe, które jeszcze do finałów się nie zakwalifikowały. A o futsalu, który jedzie na finały Euro, ani zająknięcia.

Na pocieszenie futsalistów wspomnę, że nie odnalazłem też piłki kobiecej. Nie odczułem, że wywiad był dziennikarsko sterowany tylko w kierunku piłki trawiastej i udziału podopiecznych pana Nawałki w rosyjskich finałach. Natomiast mocno poczułem ten niebyt futsalowy u najważniejszej osoby piłkarskiej w Polsce. Na szczęście mój humor poprawił Polsat, który nie zapomina o futsalu i dzięki jego transmisjom Polska zobaczy kawałek – mam nadzieję - niezłej „halówki”, co – być może, przełoży się na powstawanie kolejnych klubów oraz lig na futsalowej mapie PZPN. Korzystając z okazji zaapeluję nawet do ekspertów stacji, panów Kuchciaka oraz Stanisławskiego, o jak najczęstsze opowieści o naszym futsalu. Macie nieocenioną, telewizyjną możliwość uczynienia dla dyscypliny wiele dobrego.

Znany pisarz George Orwell (ten od słynnego „Roku 1984” oraz „Folwarku zwierzęcego”) pisał - „zobaczyć to co jest przed własnym nosem wymaga wysiłku”. Taki prosty cytat, a jak wieloznaczny w wyrazie. Bez specjalnego nadużycia można go odnieść do wielu zdań, które napisałem w felietonie. Tak ad hoc w nawiązaniu tematycznym do mistrzostw w Słowenii, ów cytat nasuwa mi jedno najprostsze z możliwych zapytanie - czy  trenerowi Andrzejowi Biandze, głównemu architektowi naszego awansu na finałowy turniej, Komisja Futsalu PZPN zafundowała pobyt na mistrzostwach? Było nie było należy się. Nawet kosztem jakiegoś oficjela.   

Andrzej Hendrzak