Z notatnika dziejopisa fot. Michał Wencek

Z notatnika dziejopisa

Juliusz Cezar po wygraniu jednej z bitew oznajmił senatorom starożytnego Rzymu – veni, vidi, vici – czyli przybyłem, zobaczyłem, zwyciężyłem. Zapewne nikt znający się nawet tylko przyzwoicie na polskim futsalu nie oczekiwał, że taki sam meldunek złoży zarządowi PZPN po powrocie z Brazylii Błażej Korczyński, trener naszej reprezentacji. Przed meczami, jeszcze w Polsce, selekcjoner zaznaczał, że każda jednostka treningowa, każdy dzień, który spędzą wspólnie zawodnicy oraz sztab szkoleniowy, jest bardzo cenny.

Jest to całkiem rozsądne założenie. Polski futsal nie może bowiem liczyć w związkowych realiach na zbyt częste okazje meczowe, czy turniejowe. W roku 2018 pewnie takich okazji będzie poza eskapadą brazylijską jeszcze najwyżej trzy. No, może cztery. Co stanowić powinno w sumie około 6-7 meczów. Ale mimo wszystko porównując z dawnymi laty, ma selekcjoner komfort pracy i czas spokojny na przygotowanie kadry do ważnych gier w roku przyszłym, kiedy nadejdzie czas rozliczeń. Choćby w eliminacjach światowego czempionatu. Nic, tylko zazdrościć. A brazylijski świąteczny wypad można krótko zreasumować parafrazując Cezara – pojechaliśmy, pograliśmy, powróciliśmy.
Przy okazji owego brazylijskiego wyjazdu pozwolę sobie po raz kolejny zapytać – sądzę, że w imieniu kibiców też – kiedy wreszcie ujrzymy futsalowych Canarinhos w Polsce? Czy przeprowadzono rozmowy, dające przynajmniej perspektywę pokazania najbardziej utytułowanej futsalowej drużyny globu polskiej publiczności? Zobaczenia, nie w telewizji, gdzieś po północy, czy podczas świątecznego obiadu, ale na żywo, w jednej, czy dwóch polskich halach.

Jest w sporcie coś takiego, jak kultura rewanżu. Oddanie w formie rewizyty meczu na terenie nacji, którą gości się wcześniej. A przypomnę, już trzykrotnie peregrynowaliśmy z kadrą na kontynent amerykański. Panie prezesie Boniek, panie prezesie Bednarek, panie przewodniczący Kaźmierczak, panie selekcjonerze Korczyński – czas złożyć rodzimym kibicom daninę gościnności dla brazylijskiego futsalu, czym byłyby mecze Brazylijczyków w Polsce. I to ich najsilniejszej reprezentacji (też z zawodnikami grającymi w Europie), gdyż obecnie, jak zauważyłem, potykaliśmy się z występującą pod szyldem narodowego teamu Brazylii reprezentacją składającą się z zawodników brazylijskiej ligi futsalu.

Polski w miarę zorganizowany futsal można opisywać od roku 1991, kiedy powstała komisja futsalowa w PZPN lub 1992, kiedy powołano po raz pierwszy kadrę narodową. Od tego czasu przez 27 lat związkiem piłkarskim w Polsce kierowało(ruje) 5 prezesów – Górski, Dziurowicz, Listkiewicz, Lato, Boniek. Z każdym z nich miałem okazję pracować. Jak nie przy futsalu, to w innych dziedzinach piłkarskiej działalności. Jeżeli chodzi o futsal, to czoła chylę przed panem Listkiewiczem. On to, za prezesury Kazimierza Górskiego, organizował wyjazd na finały mistrzostw świata w Hongkongu. On kierował ekipą na tym azjatyckim turnieju. Następnie za prezesury Dziurowicza jako sekretarz generalny pilnował, aby futsal nie zniknął w morzu przemian systemowych. To za jego prezesowskich czasów uzyskaliśmy awans do turnieju finałowego ME w Moskwie. To on z ramienia UEFA, czy FIFA był delegowany, jako przedstawiciel tych gremiów, na finałowe turnieje MŚ, ME w futsalu. To za jego kadencji powstawały kolejne reprezentacje młodzieżowe. To wreszcie za jego kadencji nastąpiła wyraźna procentowa progresja budżetu futsalowego w PZPN.

Chciałbym, aby prezesi PZPN byli tak mocno osobiście zaangażowani w futsal jak pan Michał. Niestety, nie zawsze tak dzieje się. Zarówno jego poprzednicy jak i następcy co prawda futsalowi nie przeszkadzają, lecz jakichś szczególnych inicjatyw pro-futsalowych z ich strony nie zauważa się. Zawsze jest jednak czas na zmianę. Czego felietoniście wolno oczekiwać.
Brazylijskie tournee to już historia, nasz futsal wraca na ligowe tory. Pozostały trzy terminy do zakończenia rundy zasadniczej ekstraklasy, podziału na grupy oraz podział punktów. W zasadzie tylko cud mógłby sprawić, że Słoneczny Stok wyprzedzi Red Dragons i znajdzie się w „spokojnej” szóstce. Ale dopóki piłka w grze...

Wróżem to ja nie jestem, niemniej obstawiam, iż po podziale na grupy rywalizacja szczególna toczyć będzie się tylko o wicemistrzostwo oraz brązowy medal. A w dole tabeli głównie o opuszczenie strefy zagrożonej barażami o utrzymanie w ekstraklasie. Na chwilę obecną bardziej mnie jednak interesuje, czy Rekord zakończy zasadniczą rundę bez straty punktu. Najbliżej przerwania „złotej pasy” może być już w najbliższym terminie meczowym Gatta.

Panowie prezesi klubów ekstraklasy – róbcie coś, by dorównać Rekordowi, gdyż z czasem walka mistrzostwo może stać się nieciekawa. Tak jak w Niemczech w Bundeslidze trawiastej, gdzie Bayern zdominował wszystkich. Osobiście nie chciałbym, aby tak było u nas w futsalu, bo to nie gwarantuje wysokiego poziomu sportowego całości rozgrywek.

Andrzej Hendrzak