Andrzej Hendrzak

Andrzej Hendrzak

Z notatnika dziejopisa

Kiedy końcem lipca postanowiłem zrobić sobie miesięczny rozbrat z futsalem, co prawda spodziewałem się ważnych rozstrzygnięć personalno-organizacyjnych na dorocznym spotkaniu wspólników ekstraklasowej spółki, lecz nie sądziłem, że doświadczony prezes nie potrafi zadbać o pozytywny dla niego wynik głosowania nad absolutorium. Tymczasem stało się inaczej i werdykt niekorzystny dla trwającego zarządu poszedł w świat. Nie tylko zresztą futsalowy. Sporym zaskoczeniem – przynajmniej dla mnie – była też gruntowna przemiana personalna w spółkowej Radzie Nadzorczej. Wynik jej nowego naboru odbieram jako usztywnienie kursu wobec zarządu.

Podejrzewam, że wspólnikom nie wystarczają już okrągłe słówka, piękne wykresy rzucane na ekran. Zwartym szykiem domagają się konkretów, a najlepiej byłoby, aby były one brzęczące, względnie szeleszczące. Być może zacytować należy w tym kontekście niemieckie popularne przysłowie „da liegt der Hund begraben”, czyli przekładając swobodnie na polski „tutaj jest pies pogrzebany”.

Pisząc, w jednym z lipcowych felietonów, o możliwości spektakularnych wydarzeń w polskim futsalu jeszcze przed rozpoczęciem nowego sezonu, nie miałem na myśli tylko oszałamiających transferów, ale dumałem też o prawdopodobnych ruchach tektonicznych w sferze organizacyjnej. Jak okazało się, łącząc klawiaturę felietonisty z umysłem analityka, zarabiającego tym kiedyś na życie, nie omyliłem się. Natomiast do powyższych dwóch spektakularnych wskazań dodałbym jeszcze jedno – ogłoszenie przez prezesa spółki FE nazwy sponsora tytularnego. Jak dla mnie nazwa niewiele, albo nawet i nic, mówiąca, ale pewnie klubom znana i z zainteresowaniem przyjrzą się jej, jako donatorowi ich futsalowej kondycji. I niech wiedzie się.

Rozumiem, że umowy handlowe mają swoje tajemnice i nie przekazuje się wysokości owych strumieni środków, jakie popłyną do futsalowych klubów. Z punktu widzenia felietonisty (czego proszę absolutnie nie przekładać na futsal) byłbym zadowolony, gdyby mój kontrahent tytularny dał dla mnie na realizowany pomysł sportowy minimum pięćset tysięcy rocznie. Byłoby to poważne potraktowanie mnie. Każda mniejsza suma wskazywałaby mi, felietoniście, że moje działania znajdują się w niszy biznesowej. Ale nie odrzucałbym i tego. Tylko, czy od razu musiałby być ów mój sponsor z nazwą „tytularny”? Z oceną finansowania projektów bowiem jest tak - każde podejście jest indywidualne. Dla jednych, według powiedzenia „tak krawiec kraje jak materiału staje”. A dla będących w innej opcji, według słów „tonący i brzytwy się chwyta”. I w tym momencie odniosę się stricte do sympatyków futsalu – niestety są chwile, że i z jednym czy drugim rozwiązaniem należy nauczyć się żyć. Krezusem polski futsal nie był, nie jest i jeszcze chwilę nie będzie.

Piszę felieton, pakując się na wakacyjny rejs. Rejs morski. Akurat w sprawach wakacyjnych jestem pewnie w mniejszości, ponieważ z zasady wybieram północne strefy kontynentu, kiedy większość woli pławić się w greckim, włoskim, hiszpańskim, czy chorwackim słońcu południa. Dlatego też lubię wszelkie felietonowe odmienności i nawet tam, gdzie większość chwali, staram się poszukać nieco dziegciu. Broń Boże nie po to by ganić, lecz po to, by wskazać, że coś można jeszcze lepiej. Nie ma bowiem nic lepszego, dopingującego do pracy, niż wyważone krytyczne (nie krytykanckie) słowo. A tego naszemu futsalowi brakuje.

Brakuje wyważonego z autorytetem środka. W polskim futsalu albo gani się nad wyraz, albo nad wyraz chwali. I panuje dziwna zasada w obydwu opcjach, którą jasno, aczkolwiek nieco swawolnie, można wyrazić słowami arcyznanego polskiego polityka – „Kto nie z Mieciem, tego zmieciem”.

Niniejszy, „kanikulny” felieton pozostawię bez personaliów. Nie widzę bowiem powodów, by psuć komuś wakacje, czy sierpniowe słońce nader szczodrze darzące nas tego lata. Jednak jedną rzecz muszę zasygnalizować, by mieć futsalowe czyste sumienie. Panowie zarządzający futsalem na różnych szczeblach – niedługo ruszą rozgrywki, więc zapytam. Czy zostały przygotowane zasady zachowań na meczach, jakieś quasi protokoły sanitarne, bezpieczeństwa, powiązane z ciągle szerzącą się epidemią wirusa? Pewnie wszyscy chcielibyśmy, aby rozgrywki bez przeszkód rozpoczęły się i dokończyły też. A przysłowie mówi „póty dzban wodę nosi, póki się ucho nie urwie”.

Andrzej Hendrzak

Czytaj dalej...

Z notatnika dziejopisa

Kiedy śledzę głosy sympatyków futsalu w internecie, odnoszę czasami wrażenie, że lepiej są w stanie rozwiązać regulaminowe zapisy, dedykowane przyszłym rozgrywkom, niż ludzie zajmujący się tym niemal zawodowo, jako spółkowi czy związkowi działacze. No, może czasami przesadzają w krytyce, ale – jak mniemam – czynią to tylko dla dobra dyscypliny. Najważniejsze, że nie chcą, a nawet nie muszą nikomu się przypodobać. Inaczej niż owi działacze, którzy raczej traktują kluby jako potencjalnych wyborców i nieraz im ustępują decyzyjnie. Bywa, iż nawet w sprawach, w których racja jest po stronie decydenckiej. I to racja najoczywistsza z oczywistych.

Tuż przed pisaniem felietonu spostrzegłem na futsal-polska wpisy dwóch sympatyków, kreślących całkiem sprytną linię możliwości nowego podziału grup I ligi futsalowej. Od razu zainteresowałem się przedstawioną mapką, gdyż od lat nawołuję do zmiany owego skostniałego podziału, jeszcze z epoki przewodniczącego Grenia, na północ oraz południe. Tyle nowego w pierwszoligowym futsalu zaistniało przez tę niemal dekadę, powstały nowe znaczące ośrodki, że warto rozpatrzeć na poważnie płynące z różnych sfer głosy. Policzyć koszty, siłę regionów, sprawność dojazdową. Felietonowo zadaję to zadanie władzom polskiego futsalu, jako przysłowiową pracę domową na nowy sezon. I wcale nie upieram się przy najbliższym.

Kolejną kwestią, do której chciałbym odnieść się w felietonie, a która jest mi nawet bliższa niż poprzednia, to system rozgrywek ekstraklasy futsaloweej na nowy sezon 2020/2021. Niezwykle mocno podbudowało moje zastrzeżenia, przekazane w jednym z niedawnych felietonów, wypisane w materiale internetowym zdanie kilku szkoleniowców klubów ekstraklasy. Otóż owi szkoleniowcy stają jakby murem za moją teorią o potrzebie grania meczu i rewanżu, jako najsprawiedliwszej przy tak sporej liczbie drużyn, jaką nam zafundowała na nadchodzący czas panująca globalna epidemia. Nie chcę określać brzydkimi słowami systemu rekomendowanego w ekstraklasie, a opartego na graniu jednej rundy bez rewanżów, a później dzieleniu tabeli na grupy. Niemniej nasuwa mi się określenie -  logiki brak. Zatem – panowie trenerzy – trzymam kciuki, aby Wam udało się przekonać tych różnych ekstraklasowych twardogłowych (roz)regulatorów rozgrywek. Bywa często, iż szefów waszych klubów.

Polski związek piłkarski ma szczytne hasło „Łączy nas piłka”. Podobnie futsal – „Łączy nas futsal”. Jak łączą oba hasła, tak łączą, ale na papierze wyglądają całkiem zgrabnie. Rzeczywistość czasami jednak okazuje się inna. Choćby niedawne wybory prezydenckie. Dwie ważne osoby, ze świecznika związkowego oraz ekstraklasy trawiastej, prezentują odmienne poglądy. Być może nie rzuci to cienia na polską piłkę. W piłkarskim światku już takie sytuacje bywały, ale zawsze jednoczyła reprezentacja. Teraz – obawiam się – może być inaczej. Sygnalnie w jednym z felietonów zwracałem na to uwagę. Za rok wybory związkowe i owe „polityczne” podszczypywania mogą się uaktywnić. I proszę mi wierzyć nie uwolni się od nich też futsal. Naprawdę - ani boisko, hala, czy gabinety piłkarskie nie służą do rozstrzygania takich sporów. Nie chciałbym w żadnym wypadku upolityczniania sportu, w tym piłki. I wiem, co piszę, gdyż przyszło mi takie etapy przeżywać. To nic dobrego – puentuję.

Tegoroczny sierpień finalizuje rok temu rozpoczęty sezon futsalowy w Polsce. Jeszcze tak długo nie trwał on nigdy. Zepną go klamrą decydujące mecze futsalowego Pucharu Polski. Później chwila przerwy i nowy sezon. Chyba, że epidemia nie odpuści i coś się zmieni. A może być różnie, o czym przekonała się polska siatkówka, której Estończycy odmówili przyjazdu na towarzyskie mecze w Łodzi w związku – jak tłumaczyli – ze wzrostem liczby zakażeń w Polsce. Dlatego nie należy chwalić dnia przed zachodem. Jedyne, co w zaistniałej sytuacji warto napisać, to fakt, że związek przygotował się na ewentualne kolejne przerwy w rozgrywkach i wniósł do regulaminów stosowne zapisy, objaśniające działanie na różne tego ewentualności.

Nie wiem, czy każdy sympatyk futsalu potrzebuje wakacyjnego odpoczynku. Niemniej go zalecam. Sierpień może być takim akuratnym czasem na podładowanie futsalowych akumulatorów przed kolejnymi rozgrywkami ligowymi. Chociaż z odpoczynkiem jest trochę tak, jak z gotowaniem – idealny przepis nie jest jeszcze gwarancją sukcesu. Znajomy mistrz kucharski mówi, że występuje w telewizji i podstawia przepisy do internetu po to, by żyć. I nie chodzi tu wcale o pieniądze lecz o pasję. A, że przy okazji zarobkuje się na życie – to już inna historia. Niech ta pasja nie zaniknie i u nas podczas sierpniowej kanikuły. Tego życzę też wszystkim futsalistom – działaczom, sędziom, zawodnikom oraz wszelkiej maści sympatykom. Odpoczywajcie i zapominajcie o tym, co się nie udało. Ładujcie pozytywne futsalowe myślenie.  

Andrzej Hendrzak

Czytaj dalej...