Skrót meczu / Calcioa5live.com

Mecz towarzyski: Włochy - Polska 7:0 [SKRÓT]

Reprezentacja Polski przegrała ostatnie towarzyskie starcie przed finałami Mistrzostw Europy. W Genzano do Roma biało-czerwoni ulegli Włochom aż 0:7.
 

Włochy Włochy - PolskaPolska
7:0

Bramki: Fabricio Calderolli 2 (17, 20), Gabriel Lima 2 (33, 35), Nicolo Baron (34), Mauro Castagna (38), Alex Merlim (40).
Żółta kartka: Maciej Mizgajski.
Czerwona kartka: Michał Kubik.
Sędziowali: Daniele Resta i Luca Di Stefano (Włochy)
Włochy: Stefano Mammarella, Michele Miarelli (Francesco Moliti) - Humberto Honorio, Massimo De Luca, Cristiano Fusari, Juliao Murilo Ferreira - Marco Ercolessi, Gabriel Lima, Julio De Oliveira, Alex Merlim, Giuliano Fortini, Mauro Castagna, Nicolo Baron, Fabricio Calderolli.
Polska: Michał Kałuża, Michał Widuch - Mikołaj Zastawnik, Tomasz Lutecki, Marcin Mikołajewicz, Artur Popławski - Michał Kubik, Przemysław Dewucki, Mateusz Cyman, Robert Gładczak, Maciej Mizgajski, Dominik Solecki, Tomasz Kriezel, Sebastian Wojciechowski.

Włosi długo nie mogli sobie poradzić z polską defensywą. Biało-czerwoni rzadko oddawali groźne strzały na bramkę Stefano Mammarelli, jednak w obronie spisywali się co najmniej przyzwoicie. W 8. minucie dopiero Alex Merlim uderzał groźnie, ale obok słupka, trzy minuty później wgrania Fabricio Calderolliego o mało nie zamknął Julio De Oliveira. Kolejne minuty przyniosły kolejne okazje na zachwycanie się przez włoskich znawców futsalu interwencjami Michała Kałuży. Golkiper Rekordu dwukrotnie świetnie zastopował strzały Massimo De Luci, po razie Humberto Honorio i Gabriela Limy. Sposób na niego znalazł dopiero na dwie minuty przed syreną Calderolli. Piłkę na własnej połowie zgubił Mikołaj Zastawnik, a Calderolli sfinalizował podanie od De Oliveiry. Dwie minuty później było już 2:0 i znów w głównej roli wystąpił duet Zastawnik - Calderolli. Gdy ten ostatni skakał z radości po wpisaniu się na listę strzelców, polscy zawodnicy rzucili się do sędziego z pretensjami o nieodgwizdanie faulu na Polaku. Włosi mogli jeszcze w ostatnich sekundach podwyższyć, na szczęście Zastawnik na leżąco niemal zablokował strzał Mauro Castagni do opuszczonej przez Kałuży bramki.
W ofensywie Polacy nie błyszczeli. Najbliżej zdobycia gola był Zastawnik, posyłając efektowną, ale minimalnie niecelną bombę po rozegraniu rzuty rożnego. Mocno przymierzył też z jednego z rzutów wolnych Artur Popławski. W drugiej połowie było pod tym względem lepiej, za to gorzej spisywała się obrona. Bardzo ładnie wyglądało na przykład naciskanie przed Dominika Soleckiego Alexa Merlima - naturalizowany Brazylijczyk pod koniec pierwszej części musiał się cofnąć z piłką spod polskiego, do własnego pola karnego. A Solecki nawet nie dał pretekstu do odgwizdania faulu.

Mecze towarzyskie przed ważnymi turniejami są nie tylko okazją do przetestowania pewnych rozwiązań, ale też mogą być swoistą zasłoną dymną dla rywali. Jedną rzecz jednak druga połowa u biało-czerwonych obnażyła - łatwość do sprowokowania i nerwowość. Po ośmiu minutach Polacy mieli na koncie pięć fauli, nastawioną przeciw sobie widownię (zwłaszcza Przemysław Dewucki), a chwilę później stracili jedną z koncepcji rozegrania przewagi, gdy z boiska z czerwoną kartką wyleciał Michał Kubik. Ale po kolei.

Zaczęło się od dwóch kolejnych świetnych interwencji Kałuży, broniącego w pojedynkach z Cristiano Fusarim. Po chwili Artur Popławski miał stosunkowo dobrą okazję, jednak uderzył piłkę uzyskaną z pressingu mocno nad poprzeczką. W 6. minucie powinno być 2:1, albo rzut wolny w dobrym miejscu dla Polaków - Mikołaj Zastawnik poradził sobie z Fusarim, Włoch pociągnął go jeszcze za koszulkę, dzięki czemu przewracający się Polak w świetnej sytuacji uderzył obok słupka. Sędziowie pozwalali na wiele, nawet na zbyt wiele, ale nie można ich decyzjami tłumaczyć końcowego wyniku. Wskazywanie na arbitrów przy wyniku 0:7 brzmiałoby co najmniej śmiesznie.
Gra tymczasem się zaostrzała. W jednej z akcji Zastawnik stracił buta, Dewucki i Gładczak poprzepychali się z rywalami, w końcu po przypadkowym zagraniu ręką Macieja Mizgajskiego Italia miała przedłużony rzut karny. Tego nie wykorzystał jednak Julio De Oliveira - Kałuża poradził sobie ze strzałem kolejnego naturalizowanego Brazylijczyka.

Później jednak zagotowało się przy polskiej ławce, gry jeden z Włochów chciał zabrać piłkę trzymaną w rękach przez trenera Błażeja Korczyńskiego. Zamieszanie skończyło się czerwoną kartką dla Michała Kubika i od tego momentu Włosi panowali już niepodzielnie.

Najpierw po pięknym podaniu na długi słupek wynik podwyższył Gabriel Lima. Kilkanaście sekund później grający jako wycofany golkiper Maciej Mizgajski próbował strzelić z zupełnie nieprzygotowanej pozycji, a piłka po odbiciu się od blokującego Nicolo Barona przeturlała się przez całe boisko do polskiej bramki, choć do końca próbował ją gonić Zastawnik. Żeby było ciekawiej, Polacy stworzyli sobie następnie kilka całkiem dogodnych okazji - z rzutu wolnego Dominik Solecki uderzył w Michele'a Miarelliego, sytuacji sam na sam nie wykorzystał Sebastian Wojciechowski, a Zastawnik raz posłał piłkę nad poprzeczką, gdy Włosi dali się nabrać, że ze stałego fragmentu gry uderzać będzie Artur Popławski.

Tymczasem Włosi swoje okazje wykorzystywali. Efektownie wyglądała szczególnie bramka numer 6 - gdy z ataku pozycyjnego trzech Włochów wyszło na jednego polskiego obrońcę.

Skończyło się na 0:7, co powinno być dobrym zimnym prysznicem przed Euro. Polacy w bojowych warunkach zobaczyli swoje słabe strony, mają jeszcze tydzień na ich wyeliminowanie. I pracę nad nerwami.