Mistrzostwa bez fantazji - podsumowanie fazy grupowej fot. Aśka Żmijewska (fb.com/futsalovee)

Mistrzostwa bez fantazji - podsumowanie fazy grupowej

Liczba bramek zdobytych w fazie grupowej Futsal Euro 2018 jest najniższa w całej historii tej imprezy.
Abstrahując od występu reprezentacji Polski, poziom turnieju w Lublanie jak na razie nie zachwyca. W pierwszej części mistrzostw mieliśmy jedną dużą niespodziankę - odpadnięcie z rywalizacji Włochów, dwukrotnych czempionów starego kontynentu. Nie jest to pierwszy niezadowalający występ Italii w ostatnich latach. W 2016 roku na turnieju ME w Serbii Włosi odpadli w ćwierćfinale, przegrywając z rewelacją tamtych mistrzostw - Kazachstanem. Jeszcze większą wpadkę podopieczni Roberto Menichelliego zaliczyli kilka miesięcy później, na mistrzostwach świata odpadając już w 1/8 finału - po dogrywce ulegli wówczas Egiptowi.

Pozostałe drużyny, które zakończyły Euro po fazie grupowej, nie są żadnym zaskoczeniem. Polska, Francja i Rumunia losowane były z najniższego koszyka. Wszystkie trzy reprezentacje pokazały się z dobrej strony. Z całym szacunkiem dla biało-czerwonych, podobać się mogła zwłaszcza Francja, z wysokimi, dobrze wyszkolonymi technicznie zawodnikami. Trójkolorowi pokazują, że w krótkim czasie można dokonać prawdziwego skoku jakościowego, jeśli chodzi o formę drużyny narodowej. Całej trójce teamów, które pojechały już do domu, brakowało jednak równej formy. Najlepszym przykładem są Polacy, którzy zagrali z Kazachstanem dwie zupełnie różne połowy. Podobnie było jednak i w przypadku Rumunii oraz Francji - oba te zespoły w kluczowych meczach traciły bramki w samej końcówce, nie mając jeszcze na tyle doświadczenia, by jedno- lub dwubramkowe prowadzenie dowieźć do końca spotkania.
Na marginesie warto zauważyć, że po fazie grupowej liczba naturalizowanych Brazylijczyków spadła na mistrzostwach prawie o połowę - dzięki wyeliminowaniu bazujących na nich Włochach oraz wspartych przez dwóch stranieri z kraju kawy Rumunach. Wpływ Canarinhos na poziom danej reprezentacji nie może być demonizowany. Z pewnością Kazachstan czy Azerbejdżan wyglądałyby inaczej, gdyby "europejskiego" paszportu nie mieli Higuita czy Vassoura. Jednak i takie ekipy można spokojnie zneutralizować, co pokazał szczególnie ostatni mecz fazy grupowej. Hiszpanie wygrali tylko jedną bramką, ale Azerowie optycznie zostali całkowicie zdominowani.

Na mistrzostwach brakuje goli, brakuje też zachwycających nowinek taktycznych. Gra z wycofanym bramkarzem przy prowadzeniu nie jest już niczym nadzwyczajnym, wyróżnić na tym tle można tylko Słoweńców. W starciu z Włochami ostatnie cztery minuty grali oni w przewadze, ale na utrzymanie piłki, mimo przegrywania 0:1. Celem było uniknięcie szóstego przewinienia i dotrwanie z dającym nadzieje wynikiem do przerwy. Przez ten czas Słoweńcy nie oddali bodaj jednego groźnego strzału na bramkę Stefano Mammarelli. Teoretycznie dziwna decyzja ostatecznie się opłaciła - w drugiej połowie gospodarze turnieju odrobili straty i wypchnęli swoich rywali (i sąsiadów) z mistrzostw. Można teraz pogdybać, co by było, gdyby polska reprezentacja dowiozła do przerwy wynik 0:2 z Kazachstanem, zamiast stracić dwie bramki w ostatnich 60 sekundach...

Jak pokazujemy poniżej, jeszcze nigdy na mistrzostwach Europy w fazie grupowej nie strzelono tak mało bramek. Jednej z drużyn - niestety Rosji - do awansu do ćwierćfinału wystarczyły dwa gole. To dopiero drugi taki przypadek w historii - cztery lata temu Ukraina wygrała swoją grupę z bilansem bramek 1-0. Od poniedziałku, w fazie pucharowej, kalkulowania i oszczędzania się będzie mniej, średnia strzelonych goli powinna więc podskoczyć. Jak do tej pory, mistrzostwa nie powalają poziomem, podobnie jak frekwencja w Arenie Stozice. W dniach, kiedy nie grała Słowenia, hala w Lublanie nie zapełniała się nawet w połowie.

Liczba goli strzelanych w fazie grupowej (zawsze 12 meczów od 1999 roku)

  • 2018 - 54 bramki
  • 2016 - 73
  • 2014 - 75
  • 2012 - 74
  • 2010 - 80
  • 2007 - 68
  • 2005 - 69
  • 2003 - 67
  • 2001 - 74
  • 1999 - 59