Nie ma to jak w... Chorzowie fot. TVP Sport

Nie ma to jak w... Chorzowie

Pniewianie mają sposób na Chorzów. Grali z Cleareksem w tym mieście dotąd 3 razy i tyleż samo wywozili z niego komplet punktów. W poniedziałek wygrali najbardziej jak dotąd okazale, bo aż 4:0.
Clearex ChorzówRed Dragons Pniewy09.01.2017 godz. 20:15

Clearex Chorzów - Red Dragons Pniewy
0:4

Protokół meczowy

Ostatnią drużyną, która w Chorzowie wygrała z Red Dragons był w 2013 roku... nieistniejący już Marex, a obie drużyny zajęły dwa ostatnie miejsca w skromniutkiej wówczas I lidze. Clearex był wówczas szósty na koniec sezonu ekstraklasy. Składy pniewian i chorzowian też połowicznie były te same. W Cleareksie grali Robert Gładczak, Tomasz Lutecki, Piotr Łopuch, Paweł Pstrusiński, Mariusz Seget czy Daniel Wojtyna, w Red Dragons zaś oczywiście Łukasz Frajtag, a także Patryk Hoły, Michał Ozorkiewicz, Szymon Piasek, Michał Roj i Adam Wachoński. To pokazuje, jaką drogę przeszły Smoki i jak się rozwinęły, podczas gdy Clearex dreptał w miejscu.

Poniedziałkowe starcie gospodarze rozpoczęli, jakby chcieli pniewian zmieść z parkietu. W 3. minucie w poprzeczkę technicznie uderzył Piotr Łopuch, a bramkę rywali regularnie, lecz bez powodzenia, bombardował Wadim Iwanow. Przyjezdni pierwszy celny strzał oddali dopiero w 8. minucie za sprawą uderzenia Piotra Błaszyka, ale w pierwszych minutach skupiali się tylko na rozbijaniu ataków przeciwnika, z rzadka konstruując składnie własne poczynania ofensywne. Sytuacja zmieniła się w okolicach 11. minuty, gdy Clearex złapał piąte przewinienie i zaczął grać w obronie nieco ostrożniej, a w ataku złapał zadyszkę. Goście to wykorzystali, serwując dwie dobre kontry. W pierwszej Oskar Stankowiak się pomylił, w drugiej Błaszyk wybornie obsłużył Adriana Skrzypka, który nie dał szans na obronę debiutującemu w bramce Bartłomiejowi Krzywickiemu. A wszystko to zaczęło się od udanej obrony Macieja Foltyna, który obronił strzał Mateusza Omylaka... z metra. Minutę później bliski podwyższenia był Łukasz Frajtag po tym, gdy Krzywicki podłączył się do akcji ofensywnej, ale stracił piłkę i grający trener gości próbował swoich sił uderzeniem z połowy boiska. W samej końcówce okazji na wyrównanie nie wykorzystał Mikołaj Zastawnik, a na podwyższenie - Błaszyk i Patryk Hoły, więc wynik do przerwy się nie zmienił, ale tylko wzmagał apetyt na jeszcze ciekawszą drugą połowę.

A druga część gry ponownie zaczęła się od ofensywy Cleareksu, ale już nie takiej falowej, jak w pierwszej odsłonie. W dodatku w 25. minucie na 0:2 strzelił "na raty" Adrian Skrzypek, po stracie Piotra Łopucha i mało zdecydowanej interwencji w obronie Mateusza Omylaka. To jeszcze nie było nie do odrobienia. Najbliżej bramki kontaktowej był dwukrotnie Łopuch, raz trafiając w boczną siatkę, a raz - po rzucie wolnym - ponownie w poprzeczkę. Ale de facto cała drużyna gospodarzy ostrzeliwała bramkę Macieja Foltyna, co przy dodatkowo sprzyjającym czynniku w postaci pięciu przewinień na koncie złapanym przez Smoki w 9 minut sprawiało, że gole dla miejscowych są kwestią czasu.
A stało się zupełnie odwrotnie. Po pół godzinie gry średnio groźny strzał Oskara Stankowiaka jeszcze bardziej średnio dobijał Szymon Piasek, ale... między nogami Bartłomieja Krzywickiego piłka wpadła do siatki. Golkiper gospodarzy nie popisał się też dwie minuty później, gdy zaskoczył go delikatny rykoszet od Wadima Iwanowa, po uderzeniu Michała Ozorkiewicza. Futbolówka tym razem powolutku dosłownie wturlała się do bramki. Było już 0:4 i gospodarze przestali grać o punkty, a zaczęła się wręcz walka o honor. Mikołaj Zastawnik założył koszulkę dla wycofanego bramkarza, ale Maciej Foltyn wraz ze swoją obroną kompletnie zamurował pniewską bramkę. Chorzowianie nie potrafili strzelić nawet w stuprocentowych sytuacjach, bo gdy uderzali do pustej bramki, jak spod ziemi wyrastał kolejny obrońca blokujący piłce dostęp do bramki. Rękę z pomocą wyciągnął do podopiecznych Marcina Waniczka jeszcze Ozorkiewicz, bez sensu faulując po raz szósty, ale strzelanego na raty przedłużonego karnego (za pierwszym razem Foltyn dotknął piłki poza polem karnym) w fatalnym stylu zmarnował Wadim Iwanow.

Wygrana pniewian nie jest niesprawiedliwa, mimo, że oddali mniej strzałów, przez większość czasu koncentrowali się na obronie i mieli trochę szczęścia w postaci nienajlepszej dyspozycji bramkarza rywali. Mimo młodego wieku grali po prostu... dojrzalej, co najlepiej widać było, gdy gospodarze grali w przewadze, a zawodnicy Red Dragons jakby w ogóle nic sobie z tego nie robili - po prostu robili swoje. Zresztą 3 wygrane z rzędu w Chorzowie nie mogą być dziełem przypadku, bo przypuszczalnie jakby policzyć, byłby to jeden z niewielu takich wyczynów w ekstraklasie. Wygrana w 12. kolejce dała ekipie Łukasza Frajtaga awans na 4. pozycję w tabeli i spore nadzieje, że do końca rundy zasadniczej utrzyma się w górnej połówce. Sezon chorzowian zaś niepokojąco zaczyna przypominać zeszłoroczny...