Z notatnika dziejopisa fot. Michał Wencek

Z notatnika dziejopisa

Rozpocznę od gratulacji dla prezesa Bońka w związku z jego wyborem do Komitetu Wykonawczego UEFA. Jest to wielka chwila dla polskiej piłki. Taka wisienka na torcie ciągu dobrych zdarzeń polskiej piłki kilku ostatnich lat. Początek dały wysokie oceny za organizację  EURO 2012, które odbyło się jeszcze za prezesury Grzegorza Lato, ale prezes Boniek był tego EURO ambasadorem. Tamto polsko-ukraińskie EURO  zaowocowało sporym sukcesem dyplomatycznym. Zorganizowane zostało na tak dobrym poziomie, że zaczęto spoglądać na polską piłkę, jej działaczy jako poważnego partnera.

Kolejne punkty dla związku w skali europejskiej przyniosły znakomite występy kadry Adama Nawałki. Nie od rzeczy będzie wspomnieć też o fantastycznej atmosferze na meczach reprezentacji i pełnych trybunach. To wszystko plus i szczególne osiągnięcia sportowe prezesa jako byłego piłkarza zaowocowało wyborem. Jeszcze raz gratuluję, panie prezesie. I mam nadzieje, że nie zapomni pan o polskim futsalu w nawale europejskich zajęć piłkarskich. Prezes Boniek prawdopodobnie będzie kierował w Komitecie pracą dwóch komisji. Nie jestem jednak aż takim optymistą, by stawiać na futsalowo-plażową.
W szkolnictwie funkcjonuje takie coś jak próbna matura. Niczego jeszcze wówczas nie musi się udowadniać, ale można sprawdzić się i zobaczyć swoją formę przed egzaminem życia. Można zobaczyć swoje słabości i mieć czas je wyeliminować, a nawet zrobić rekonesans jak taktycznie podejść do pewnych rozwiązań, choćby w zakresie rozkładu ściągawek. Taką próbną maturą był - w mojej ocenie - rozegrany w Koszalinie mecz Polski z Białorusią. Wynik 6:0 pokazuje, iż sporą część materiału odrobiła nasz futsalowa kadra sumiennie. Co nieco pewnie pozostało do poprawki i po to jest właśnie przedturniejowe zgrupowanie w Elblągu. Na elbląskim turnieju wszystko musi zagrać na tip-top i nie może być błędów, niedoróbek. Ta matura musi być zaliczona. Powtórki egzaminu nie będzie. Może nas satysfakcjonować tylko ewentualny baraż.

Koszalin – miasto niegdyś wojewódzkie – nie ma zbyt wielu reprezentacyjnych imprez sportowych. Na mecz z Białorusią przybyło ponad dwa i pół tysiąca widzów spragnionych dobrego widowiska sportowego oraz sukcesu biało-czerwonych. Nie zawiedli się. Organizacja meczu i sportowy wynik mogły zadowolić najwybredniejszych. I można byłoby organizatorom wystawić niekwestionowaną szóstkę szkolną, gdyby nie uwagi odnośnie telewizyjnego przekazu.

Reprezentacja Polski zasługuje na topowe promocje telewizyjne. Transmisje, które bez problemu odbierze w całej Polsce każdy sympatyk małej piłki bez szperania po internetowych adresach. Nie wiem i już nawet nie chcę wiedzieć - gdyż znudziło mi się ciągłe dopytywanie - dlaczego nadal futsal przez związkowych organizatorów imprez jest traktowany w zakresie reprezentacyjnych transmisji meczów po macoszemu. Liczę, że w Elblągu będzie wreszcie inaczej.
Jak już jestem przy koszalińskim meczu, to muszę poruszyć dwie sprawy. Po pierwsze, primo – nie byłoby meczu, gdyby nie działania pana Romana Sowińskiego, który własnymi kanałami „dyplomatycznymi” przekonał Białorusinów, że warto przyjechać na sparing do Koszalina. W imieniu futsalowej Polski dziękuję. I po drugie, primo – myślę, że cała futsalowa, i nie tylko, Polska powinna trzymać kciuki, aby nasi golkiperzy, a szczególnie Michał Widuch w zdrowiu oraz formie dotrwali do turnieju. Widziałem w Krośnie na poprzednim turnieju eliminacji Mistrzostw Europy, co dzieje się, gdy bramkarz jest w słabszej dyspozycji dnia. I powiem tak – dla mnie dzisiaj nasi bramkarze wyrabiają w meczu 60-70 procent normy. Aż boję się myśleć, co może być, gdy tej normy nie wykonają.

Maria Janion – polska historyk idei pisała – „naród, który nie umie istnieć bez cierpienia, musi sam sobie je zadawać”. To prawda pani profesor. Niestety, my Polacy do takiego narodu należymy. I wcale nie inny jest nasz futsal. Jak bowiem inaczej podchodzić do różnych kombinacji  w rozgrywkach. Wyczytałem, że gdzieś w zachodniej Polsce w klubie wystawiono do gry za jednego obcokrajowca innego obcokrajowca, który nie był zgłoszony do rozgrywek. I co najdziwniejsze, nie dopatrzono się potrzeby weryfikacji walkowerem. Do kitu, by nie powiedzieć mocniej z taką organizacją. Dlatego nie dziwią mnie wcale treści kilku rozmów z ludźmi futsalu z tak zwanego terenu, którzy jasno deklarują – dopóki PZPN, Komisja Futsalu nie uporządkują rozgrywek II ligi, szkoda sobie zawracać głowy tworzeniem w naszych regionach rozgrywek tego szczebla. Poniekąd im nie dziwię się, bo każdy chciałby wiedzieć, czy białe zawsze będzie tylko białe, czy jednak czasami jest czarne.

Dobrze, że takich problemów nie ma w ekstraklasie, gdzie rozgrywki są prowadzone merytorycznie oraz sprawnie przez Komisję Ligi. Dlatego tylko pozazdrościć MOKS Słoneczny Stok Białystok, który trzy mecze przed zakończeniem rozgrywek zapewnił sobie awans do ekstraklasy. Cierpliwość, wola walki białostoczan została nagrodzona. Rok temu przegrali po barażach awans ekstraklasowy. Teraz bezproblemowo awansowali z pierwszego miejsca. Gratuluję. Białostocczyźnie należy się ekstraklasowy futsal. Całe podlaskie to prężny ośrodek. Jest to, poniekąd, też zasługa pracy organicznej nad tamtejszym futsalem, pana Leszka Łuckiewicza – od lat propagatora futsalu w Białymstoku i okolicach, byłego działacza Wydziału Futsalu PZPN. Także swoją cegiełkę dorzucił i nadal dorzuca pan Przemysław Sarosiek, który jest też nietuzinkową postacią podlaskiego oraz polskiego światka futsalowego. Niemniej, ojcami sukcesu są działacze, szkoleniowcy, zawodnicy MOKS. Być może sukces MOKS poruszy futsalowo „polską ścianę wschodnią” i wreszcie Śląsk i zachodnio-północne regiony kraju będą miały okazję poznać piękno całej naszej futsalowej ojczyzny.
 
Andrzej Hendrzak