Z notatnika dziejopisa

Nie zastanawialiście się czasem, budząc się po przetańczonej sylwestrowej nocy, czy Nowy Rok zawsze oznacza początek? A może oznacza przede wszystkim koniec? Czy nie rozpatrywaliście jako nowego czasu, z którym wiązać należy wielkie nadzieje? A może to tylko dalszy ciąg rzeczywistości, w której inni ludzie nadal będą nam układać życie? Też około-futsalowe życie. I, czy owa zamiana cyfry 7 na cyfrę 8 poprawi nam futsalową rzeczywistość. Od wielu lat w Nowy Rok odczuwam nieodpartą myśl, że świat staje na głowie. A może już stanął nawet.

W odniesieniu do rodzimego futsalu nawet wiem, że zaistniał spory rozdźwięk pomiędzy tak zwanymi wyższymi sferami piłkarskimi, a tak zwanymi pospolitymi futsalowymi szarakami. Jedni nader często epatują wszechwiedzą, by nie napisać ekstrawagancją, a dla drugich często nowy czas jest początkiem końca. A jako żywy przykład niech posłuży ekstraklasowa Lex Kancelaria Słomniki, która wycofała się z rozgrywek na powitanie 2018 roku. Po raz kolejny dokonał tego team z Małopolski. To już piąte „zmycie się” zespołu futsalowego z tego pięknego regionu z rozgrywek w ich trakcie lub tuż przed sezonem. Czyżby tak rodziła się nowa futsalowa tradycja? Podejrzewam, że  klubie coś tam przeszacowano albo niedoszacowano. Ale i w pierś powinna uderzyć się stosowna komisja centrali związkowej, która zbyt ogólnie podeszła do futsalowego procesu licencyjnego. Osobiście nie rozumiem takiego podejścia. Albo realizujemy solidny proces, albo rezygnujemy z niego. Inaczej mamy takie oto kwiatuszki, które bardziej szkodzą futsalowi niż przymykanie oka na niedoróbki w procesie licencyjnym.
Powie ktoś, wystarczy podsumowań, nie zajmujmy się postanowieniami, bo i tak większość z nich nie zostanie nigdy spełniona. Niech każdy bierze na przysłowiową klatę swoje problemy futsalowe. I jestem za takim kierunkiem, ale z odrzuceniem opcji nakazowej naszego postępowania w sprawie futsalu. Opcji bo tak wypada. Bo tak już się przyjęło. Bo odchylenie od normy związkowej jest czymś złym. To nieprawda. Nikt nie dał nikomu prawa odbierania głosu w sprawach futsalu.

Dlatego idąc tropem pana Bońka, który przed Sylwestrem ogłosił prezesowskie, twitterowe typy wyróżnień w polskiej piłce AD 2017 ogłoszę w podobnych kategoriach swoje futsalowe. Nie, żebym chciał wyręczyć prezesa, chociaż na futsalu zapewne lepiej znam się od niego, ale gwoli wypełnienia luki to uczynię, gdyż nie zauważyłem, by prezes coś w swoim rankingu o futsalu wspomniał. Inaczej niż znany portal futsalplanet.com. który reprezentację męską Polski niespodziewanie umieścił w gronie drużyn nominowanych w kategorii "Najlepszy zespół narodowy" w plebiscycie Umbro Futsal Awards 2017. Nominacje otrzymał też trener Andrzej Bianga, który już trenerem naszej kadry... nie jest. Jako że niezbadane są zawiłości typowań rankingowych, nie będę tego komentował, ale muszę podkreślić po raz kolejny nienormalność sytuacji, gdy po niebywałym sukcesie trener odchodzi (no cóż, niewyjaśnialne są drogi naszego piekiełka). Niemniej, jest mi przyjemnie, że polski futsal został wzięty na poważnie pod uwagę przez nominujących. Czyli – idzie ku lepszemu.
Kontynuując zapowiedzianą powyżej myśl rankingową wesprę mottem – „nie dajcie się wbić w ramy, bo tak naprawdę każdy z nas jest wyjątkowy na swój sposób”. A przystępując do meritum „rozpiszę futsalowo” swój ranking z drobnymi zmianami nazw kategorii prezesa Zbigniewa. I tak za futsalową drużynę roku uważam Rekord Bielsko Biała. W kategorii trener wytypuję Andrzeja Biangę (awans do finałów ME). W kategorii piłkarz – Mikołaj Zastawnik. W kategorii sędzia – Andrzej Witkowsk. W kategorii osiągnięcie – awans do finałów ME reprezentacji Polski seniorów. W kategorii kibice – Red Dragons Pniewy. W kategorii impreza – turniej Futsal Masters 2017 we Wrocławiu. W kategorii media – za niezależność portal Futsal-Polska. W kategorii program – Łączy Nas Futsal pana Rafała Kędziora. W kategorii wpadka – przyjęcie przez centralę do rozgrywek ekstraligi żeńskiej drużyny Żyrardowianki, która po jednym meczu wycofała się z rozgrywek.

Niepoprawnym optymistą to ja nie jestem. Jednak nie przestaję wierzyć, że może kiedyś uda się przekierować futsalową zwrotnicę i w związku zapanuje większa moda na małą piłkę. Wiem, że moje oczekiwania mogą być za duże i nawet margines błędu nie będzie w stanie ich wytrzymać. Ale z drugiej strony idąc za Tristanem Bernardem, który kiedyś powiedział, że jest tylko jedna rzecz głupsza od optymizmu – pesymizm, muszę wierzyć. I tego się trzymajmy. Przynajmniej wobec futsalu.

Życzę sympatykom futsalu razem oraz każdemu z osobna też - Szczęśliwego Nowego Roku 2018

Andrzej Hendrzak
Czytaj dalej...

Z notatnika dziejopisa

Łęczycę miałem okazję w minionej dekadzie futsalowej odwiedzać dość często. Działo się to przy okazji występów Hurtapu w ekstraklasie futsalowej, później podczas imprez futsalu młodzieżowego, a także w związku z futsalowymi grami oldbojów. Zawsze było miło i profesjonalnie. Wcześniej o organizację dbała pani Karolina, a od pewnego czasu robi to pani Anna. Tak kiedyś jak i teraz czynione jest to z wdziękiem.

Ale do rzeczy. Po trzech latach wybrałem się po raz kolejny na futsalowe finały MMP do lat 20 mężczyzn. Tym razem był to dzień trzeci imprezy, czyli gry o lokaty. I trafiłem dobrze. Nie wiem jak obecnych w Łęczycy trenerów różnego sortu, w tym i kadr, ale mnie poziom sportowy zadowolił. Sędziowski – w  dniu kiedy byłem, też. O ile do minionej niedzieli miałem pewne obiekcje, czy  w związku z wycofaniem się przez UEFA z oficjalnych imprez rocznika U-21 na rzecz U-19 te mistrzostwa kontynuować, to teraz twierdzę – jak najbardziej tak. Sztandarowa impreza futsalowa związku dla młodzieży daje możliwość ciekawego przeglądu zaplecza. Jeżeli miałbym coś kontestować, to stawiałbym wniosek, który podpowiedział mi jeden z ekspertów na hali, by rozpoczynać zawody w piątek od godzin porannych, co zmniejszyłoby  intensywność turniejową. 
Rekord Bielsko Biała po raz kolejny udowodnił, że jest poza zasięgiem w tej kategorii wiekowej. Gratuluję trenerowi Piotrowi Szymurze dobrze wykonanej pracy. Cieszę się, że młodzieżowy team lubelski z logo uniwersyteckim na koszulkach, UMCS, któremu od lat niezmiennie kibicuję, kolejny rok zakończył rywalizację na drugim miejscu. I jeszcze wyróżnię chłopaków z kaszubskich Kartuz. Przebojem wdarli się do czwórki. I takiej świeżości potrzeba w ustalonej hierarchii futsalowej w każdych finałach. On daje asumpty innym, by wierzyć, że przyjdzie czas, kiedy i Rekord zostanie pokonany.

Finalizując temat turnieju, nie sposób nie wspomnieć o profesjonalnym obrandowaniu związkowym z wszechobecnym „Łączy nas piłka”. Chociaż jeszcze lepiej byłoby, gdyby związek dodawał i „łączą nas ludzie”. Zresztą nad oprawą związkową nie będę się rozwodził, bo jest ona obowiązkiem i wypadła na turnieju okazale. Natomiast pragnę wspomnieć o rozmaitości nagród oraz wielorakości innych propozycji marketingowych, skierowanych do uczestników finału przez bezpośredniego organizatora, czyli Hurtap Łęczyca. Poprzeczkę podniesiono naprawdę wysoko i pewnie nie każdemu kolejnemu organizatorowi będzie to w smak. Ale równać do najlepszych zawsze warto.

Kiedy jesienią 2008 roku w imieniu ówczesnego prezesa PZPN pana Listkiewicza prowadziłem w słowackim Popradzie negocjacje ze związkami Węgier, Czech oraz Słowacji w temacie powołania w miejsce turnieju trzech państw (Polska, Słowacja, Czechy) Futsalowego Turnieju Państw Grupy Wyszechradzkiej nie przypuszczałem, że jesteśmy prekursorami czegoś, co zrealizuje się później na innym polu w politycznej przestrzeni. Węgrom zależało bardzo, by dołączyć do naszego projektu futsalowego, gdyż za dwa lata mieli futsalowe finały europejskie i chcieli sprawdzić się organizacyjnie. I ten wyszehradzki turniej kadr seniorskich oraz U-21 miał być tego okazją. Impreza przyjęła się i trwa do dzisiaj. Naprzemiennie, kolejno organizują ją układające się w Popradzie nacje. Ale w tym roku jakoś on w moim mniemaniu skarlał. To, że nie grali seniorzy rozumiem, gdyż reprezentacje państw grupy wyszehradzkiej były zaangażowane w baraże od finałów ME Słowenia 2018. Ale to co odbyło się niedawno w Budapeszcie jest karykaturalną formą tamtej idei. W kategorii U-19 chłopców Węgrzy oraz Czesi wystawili kadry U-17. W gronie kobiet reprezentacji nie wystawili gospodarze, Węgrzy. Jednym słowem żenada, a nie poważny w zamiarze turniej. Apeluję, do wiceprezesa Bednarka, aby nie zadowalać się jakimś – jak to na pewno znani mu z racji zamieszkania sąsiedzi zza Odry mówią – ersatzem, lecz dobierać kadrom poważne imprezy. Nic na siłę – panie prezesie. Szanujmy nasz futsal.
W połowie grudnia otrzymałem z PZPN informację o systemie awansowym z drugich lig futsalowych do I ligi. Jest to coś, co jest zbieżne z moim myśleniem w tych sprawach. I szkoda tylko, że trzeba było czekać aż do grudnia na wypracowanie zasad. Pozytyw jednak jest taki, iż ma być to system na lata. Najważniejsze, że jest sprawiedliwy. Powiedzmy makroregionalny, dający szanse każdemu. I tym słabszym, i tym mocniejszym futsalowo wojewódzkim związkom na powalczenie o wyższą ligę.

Byłbym osobiście całkiem kontent – choć wiem, że zdanie moje nie jest tutaj najważniejsze - gdyby podobny system zalogowano do rozgrywek młodzieżowych. System ów  wyrównuje bowiem szanse regionów, a o rozwój futsalu w całym kraju, a nie tylko wybranych regionach, zarządzającym futsalem przecież powinno chodzić.

Jako że zbliżają się święta, i to te najbardziej magiczne dla Polaków, pozwolę sobie wspomnieć o czymś co nie jest rywalizacją, ale retrospekcją oraz takim quasi świątecznym spotkaniem wielu znajomych, ale w większości z futsalowej rodziny. Na początku grudnia w Gliwicach odbył się tradycyjny turniej futsalowy dzieci z Domów Dziecka. Jest to impreza, która rokrocznie zyskuje sympatię i wsparcie znanych osobistości ze świata sportu i show biznesu, a także lokalnych firm. W tym roku na halowym boisku pojawiły się między innymi dawne tuzy futsalu, występujące jako Reprezentacja Polski Futsalu „Moskwa 2001”. Cieszy, że nie zapomina się, przynajmniej w nieoficjalnej kolebce polskiego futsalu o zawodnikach, trenerach tamtego sukcesu. Niezmiernie mnie raduje, że znajdują się ludzie, którzy potrafią zadbać o takie z łezką w oku wspomnienia. Chylę czoła. Szczególnie przed futsalem gliwickim, który w latach 1992-1994 i mnie uczył piłki halowej, jeszcze wówczas futsalem nie nazywanej.

Andrzej Hendrzak
Czytaj dalej...

Z notatnika dziejopisa

Noblista Albert Camus powiedział kiedyś, że prawie wszystko, co wie o obowiązkach i moralności zawdzięcza futbolowi. Nie wiem, co miał na myśli tak mówiąc i w to specjalnie nie wnikam,  gdyż od pewnego czasu nie należę, niestety, do grona osobników, którzy bezgranicznie wierzą w umoralniającą rolę piłki w „światowym teatrum”. Jak patrzę na decyzje europejskich czy światowych władz piłkarskich, dążących do umasowienia finałów ważnych imprez piłkarskich, odbieram je jako typowe działania dla zbijania kasy. A przy okazji traktuję jako idealną formułę zaspokojenia głodu sukcesu u wszystkich narodów kopiących piłkę po trawie, czy hali lub na plaży, a czasami nawet i siebie po czole. Traktuję jako formę agitacji wyborczej, gdyż poprzez takie wyciągniecie ręki szczególnie ten słabszy zgłaszający się do rywalizacji może poczuć się już na starcie swoistym zwycięzcą. To tak na wstępie gwoli dania asumptu do przemyślenia, dlaczego polski futsal nie profesjonalizuje się klubowo w rozmiarach oczekiwanych od lat.
W rok po objęciu władzy przez obecną ekipę kierującą polskim futsalem zastanawiam się, czy jest jakiś wzór matematyczny, który pozwoliłby opracować nieskomplikowane zasady wyboru dobrego działacza. Pewnie go nie ma. Tak jak nie ma wzoru na wyłonienie dobrego trenera, czy zawodnika. To taka profesja, w której szlachectwo nie jest dane raz na zawsze. Trzeba je ciągle, na bieżąco potwierdzać. Niemniej, jednego oczekiwałem od panujących futsalowi miłosiernie zarządców - zasypania podziałów w polskim futsalu. Niestety – jest to moje odczucie – jakoś to jeszcze nie wyszło. A czas biegnie.

Jestem poniekąd człowiekiem małej wiary jeżeli chodzi o takie sprawy, gdyż wiem z autopsji, iż materiał ludzki jest niezwykle ambitny i nie poddaje się łatwo zaszeregowaniu w nakreślane ramy. Ale z drugiej strony wierzę w doświadczenie przewodniczącego Kaźmierczaka wyniesione z dużej piłki. Celowo podkreślam – dużej piłki – czyli tej trawiastej, gdyż uważam, że wiele rozwiązań organizacyjno-regulaminowych - choćby w temacie rozgrywek młodzieżowych, czy systematyzacji lig niższych futsalu – należy stamtąd pobierać. Korzystać z rozwiązań wcześniej praktycznie sprawdzonych. I nie ma co wyważać w futsalu częstokroć już wcześniej otworzonych drzwi. Jeżeli mogę o coś poprzez felieton zwrócić się do przewodniczącego, to będzie to apel o kierowanie się jak najczęściej własnym rozsądkiem oraz doświadczeniem wyniesionym z macierzystego związku piłkarskiego oraz piłki trawiastej. I niech dzieje się to nawet kosztem odrzucania różnych podpowiedzi z - od lat raz bardziej, raz mniej – niejednolitego, by nie powiedzieć skonfliktowanego, środowiska futsalowego.

Wiele jeździłem jesienią po Polsce i tak składało się, że miałem możliwość rozmawiać z wójtami, burmistrzami niedużych gmin, czy miast. Zawsze wtrącałem temat futsalowy. I muszę stwierdzić, że właśnie w tych niewielkich samorządach upatrywałbym przyszłości dla rozwoju polskiego futsalu. Dzisiaj w czasach, kiedy niemal w każdej gminie, miasteczku, znajduje się hala sportowa do gry w futsal, ich zaangażowanie może pozwolić poszerzyć wiedzę o futsalu i jego bazę w tak zwanym piłkarskim terenie. A samorządowcy są do tego chętni.

Dla mnie bywają oni niejednokrotnie ważniejsi niż różni prezesi ważnych firm, którzy przeważnie o futsalu wiedzą tyle, co przeciętny zjadacz chleba na pięknej wyspie Kubie o skokach narciarskich. Co najwyżej kiwną głową, przytakną, coś może czasem wysupłają z kabzy, ale szerszego gestu dla futsalu nie zaoferują, bo to nie on przysporzy im tak oczekiwanego lansu, rozpoznawalności. I dlatego trzeba bywać – drodzy działacze futsalowi wszystkich szczebli oraz organizacji – częściej w terenie, a rzadziej na centralnych salonach. To w terenie czeka futsal organiczna, ale i syzyfowa nieraz praca.
Od roku 2011 utrzymuję kontakt z futsalem brazylijskim. Przyznaję od razu, że stał się on możliwy dzięki byłemu trenerowi naszej reprezentacji Vlasitmilowi Bartoskowi (dziękuję ci Vlasta – o ile czytasz felietony). Pokłosiem tych kontaktów był między innymi sfinalizowany w lipcu 2012 roku wyjazd naszej seniorskiej reprezentacji futsalowej na trzy mecze do Brazylii. I – co jest oczywiste w poważnych kontaktach – nasz pobyt przez cały czas pokrywali zapraszający. Przy okazji na marginesie wspomnę, że dodatkowo kadra otrzymała całkiem niespodziewanie atrakcyjny bonus od portugalskich linii lotniczych w postaci dobowego pobytu w Rio i zakosztowania słynnej Copacabany. Wiem jak trudne są negocjacje z Brazylijczykami, gdyż z upoważnienia prezesa Lato osobiście prowadziłem z nimi dialog oraz negocjowałem zaproszenie przez długie pół roku. Raz było łatwiej, raz trudniej, ale udało się. Ten wyjazd pozostaje dla mnie spełnieniem futsalowego marzenia dla zawodników ówczesnej kadry. A osobiście wielką satysfakcją, która zaowocowała ciekawymi kontaktami. O ile mnie pamięć nie myli był to drugi wyjazd polskiego futsalu do kraju kawy. Chyba z dekadę wcześniej była tam kadra pod wodzą Romana Sowińskiego. Życzę polskiemu futsalowi, aby był i trzeci raz, bo to naprawdę piękny kraj i fantastyczny ze znamionami organizacyjnej fiesty futsal, którego poziom jest znany na całym świecie. Jednak wcześniej oczekiwałbym od władz PZPN oraz kierownictwa polskiego futsalu zaproszenia reprezentacji futsalowej canarinhos na mecze do Polski. Tak wypada według zasad rewanżu. Liczę, że doczekam się. Z tego co wiem, Brazylia też na to liczy. I na pewno na taką futsalową ucztę czekają polscy kibice.

Z wielkiego świata futsalowego czas jednak powrócić - przynajmniej na chwilę - na ligowe podwórko. Mikołaj Zastawnik po kontuzji wrócił do kadry i strzela gole. Po jego powrocie Clearex też nie przegrywa. Chociaż w tym przypadku nie zapominałbym o Rafale Krzyśce w bramce. Ale wracając do Mikołaja. Jest to największy talent obecnych dni naszego futsalu. Kiedyś jako młodzieżowiec wyłapany z wielu przez trenera Korczyńskiego zbliża się do czasu, gdy powinien wyemigrować do niezłego zagranicznego klubu.

Niech pamięta, że Robert Lewandowski kisnąc dalej w polskiej słabej lidze tylko by tracił. Wyjechał do prawdziwie profesjonalnej ligi oraz topowego klubu i ciągle zyskuje. A niejako przy okazji zyskuje reprezentacja. Zastawnikowi jeszcze daleko do casusu Lewandowskiego w zakresie poziomu gry, ale warto już przynajmniej jedną nogą być poza granicą. O ile polski team trawiasty bez Roberta raczej nie obędzie się, reprezentacyjny futsal jeszcze bez Mikołaja daje radę. Czego przykładem jest sławetny remis z Hiszpanami w Elblągu. Niemniej, wreszcie chciałoby się też, aby po Pawle Budniaku kolejny polski futsalowiec „powąchał” dobrego zagranicznego klubu, gdyż to tylko podniesie oceny rodzimego futsalu.

Andrzej Hendrzak
Czytaj dalej...

Z notatnika dziejopisa

Kadra pana Nawałki miała lepsze losowanie niż kadra futsalowa pana Biangi, a obecnie pana Korczyńskiego. Nie da się bowiem ukryć, iż reprezentacje futsalowe Rosji, czy Kazachstanu są o wiele mocniejsze, niż trawiaste ekipy Senegalu, Japonii, czy Kolumbii. Chociaż szczególnie Senegalu nie lekceważyłbym, gdyż potrafi sprawić psikusa mocniejszym od nas.

Osobiście mam szczególny sentyment do tego teamu, ponieważ w 2002 roku pozwolił mi zarobić nieco grosza. A było to podczas ówczesnych mistrzostw świata, kiedy to wygrałem zakład z moim przyjacielem stawiając, że reprezentanci tego afrykańskiego kraju pokonają w grupowym meczu japońsko-koreańskich mistrzostw świata faworyzowaną Francję. Było nie było, jeszcze wówczas aktualnego mistrza świata. Podaję to, by przestrzec przed hurraoptymizmem po losowaniu. Na innych kontynentach też kopią nieźle w piłkę, a formę kształtują w dobrych europejskich klubach. Dla mnie grupa polska na rosyjskich mistrzostwach, to taka „grupa-pułapka”. Coś na wzór tej z polsko-ukraińskiego finału EURO. To grupa wybiegana, w której akurat to my, jako papierowy faworyt, mamy najwięcej do stracenia. Więcej o szansach nie chcę dywagować, ponieważ pozostaję w przekonaniu, że i tak najważniejsze dla wyniku będzie zdrowie oraz forma Lewandowskiego.
Kontynuując natomiast poza-finałowe dywagacje naszych kadr narodowych – trawiastej mężczyzn oraz męskiej futsalowej - odnoszę wrażenie, że ich obecne sukcesy nieco przyciemniają obraz szkolenia polskiej piłkarskiej młodzieży. I oby nie stały się ponownie prorocze słowa pana Kazimierza Górskiego, trenera tysiąclecia, który gdzieś tak końcem lat '70 dwudziestego stulecia po paśmie sukcesów polskiej kopanej na mistrzostwach świata w RFN oraz Argentynie mówił przewrotnie, że przegraliśmy ówczesny boom na piłkę, zaniedbując szkolenie młodzieży, co odbije się w przyszłości.

I rzeczywiście po latach tłustych, przyszły niezwykle chude lata, które od roku 1982 z małym przerywnikiem na rok 1992 (Igrzyska Olimpijskie w Barcelonie) trwały aż do roku 2002. Ten passus, abstrahując w tym momencie od piłki trawiastej, daję pod rozwagę polskiemu futsalowi. Jeszcze raz w kolejnym felietonie, z uporem poniekąd maniaka, powtórzę – nie ma lepszego momentu, niż chwila awansu oraz udziału w futsalowych finałach ME Słowenia 2018, na zaszczepienie, czy rozwinięcie tej dyscypliny pośród dzieci, młodzieży. W szkołach, klubach, w gronie trenerów trawiastych. Promocji w mediach wśród sponsorów etc etc.

Tymczasem oprócz tradycyjnych już młodzieżowych mistrzostw Polski – które rozwijają się i trwają (brawo) – nie zauważyłem żadnych kroków - chyba, że są one aż tak tajne (!)- w kierunku poszerzenia spektrum futsalowego, choćby w polskich szkołach. O innych możliwościach nie wspomnę, gdyż nie zamierzam być darmowym doradcą związkowym. Niemniej, dla przestrogi napiszę - oby po obecnej nad wyraz utalentowanej generacji futsalowej nie przyszedł okres tak zwanego czarnego, czy mokrego dołu. Ale, by być całkowicie obiektywnym napiszę także, że zauważyłem niedawno pewne światełko w tunelu. No, może nie ja zauważyłem, lecz opowiedział mi o nim pan Jezierski z Gatty Zduńska Wola.

Chodzi o cykl turniejów pod chwytliwą nazwą „Futsal Młoda Ekstraklasa”, której imprezy pomysłodawcą jest sympatyk futsalowej Gatty poseł Schreiber, a współdziała w projekcie Futsal Ekstraklasa z prezesem Karczyńskim. Rozumiem inicjatywę jako program pilotażowy, który po sprawdzeniu się mogą zainicjować inne regiony kraju, inni parlamentarzyści, czy samorządy oraz związki piłkarskie regionalne, czy związek centralny. Miłość do futsalu powinna bowiem łączyć i nie mieć odcieni polityki lub osobistych gierek. Jak mawiał niegdyś prezes Wolny – futsal jest religią, którą się wyznaje albo nie. I te słowa pana Zdzisława dedykuję do przemyślenia tym, którzy będąc przy futsalu myślą o karierach, czy pozasportowych korzyściach.
Odchodząc od rzeczy wzniosłych do przyziemnych ligowych, pogratuluję MOKS Białystok pierwszego zwycięstwa w ekstraklasie futsalu na własnym terenie. Z drugiej strony pochylę się nad niepowodzeniami Piasta Gliwice. Może jeszcze nie czas bić na alarm, lecz niewątpliwie jest to zaskakujące. Nieprzypadkowo kilka słów poświęcam akurat tym właśnie ekipom. Białostoczanie nie czynili rewolucji w składzie po awansie i jak na beniaminka spisują się całkiem korzystnie. Czyli ciągłość pracy popłaca. W Piaście z kolei nastąpiły pomiędzy sezonami spore zmiany, ze szkoleniowcem włącznie. Niestety, piłka to głównie materiał ludzki. A ten musi dotrzeć się, zrozumieć intencje nowego szkoleniowca. I teraz tylko od władz klubu zależy, czy będą cierpliwe, czy nie zagotują się. W każdym razie są to dwie drogi działania. Obydwie ciekawe, ale szczególnie ta druga wymagająca większej ilości czasu.

Recenzent Józef zwrócił mi uwagę po poprzednim felietonie, iż zbyt ostro potraktowałem kobiecy futsal. Drogi Józefie – wcale mi się tak nie wydaje. A casus zespołu kobiecego z Żyrardowa, który po jednym przegranym meczu w Gdańsku zrezygnował z gry w ekstralidze kobiecej, jest tego twardym dowodem. Potwierdzeniem. Zdanie o rozgrywkach ligowych kobiecych zmienię dopiero wtedy, gdy prowadzący je PZPN zdecyduje się na rozpoczęcie dla klubów kobiecego futsalu przynajmniej ograniczonego procesu licencyjnego. A nie będzie się tworzyło na zasadzie – kto chce, tego łapiemy.  

Byłem na meczu w Bielsku Białej. Na żywo oglądnąłem popisy indywidualne panów Krawczyka oraz Budniaka. Palce lizać. Wcale mnie więc nie dziwi – chociaż tacy są w tym kraju, co odczułem po telefonach po wywiadzie z trenerem Szłapą – że umieścił ich trener Andrzej w gronie najlepszych – jego zdaniem – zawodników futsalu minionego dwudziestolecia. Też tak zrobiłbym. Natomiast ich brak w kadrze – jak rozumiem – wynika zapewne z koncepcji selekcjonera i nad tym przechodzę do porządku dziennego. Jak go obroni wynik w Słowenii – dyskusji nie będzie. Jak nie – wtedy rozpoczną się rozliczenia. To jest normalne jak to, że po piątku zazwyczaj jest sobota. I tego trzymajmy się bez niepotrzebnych podtekstów.

Andrzej Hendrzak
Czytaj dalej...

Z notatnika dziejopisa

Nie tylko w polityce, ale i w sporcie są rzeczy, o których najbardziej wygadanym filozofom nie śniło się. Nie mówiąc już o felietonistach. Dla mnie najczęściej są to określenia o dominującej roli jakiegoś sportu w życiu ogółu. Kiedyś tak pretensjonalnie określano wielkość polskich reprezentacji siatkarzy, czy piłkarzy ręcznych. Zimą zawsze to dotyczy skoczków narciarskich. Niechybnie ciągle na topie jest kopanie w piłkę na trawie. Ale analizując nie wychylałbym się z określaniem tych dyscyplin jako szczególne sporty narodowe Polaków. Są sukcesy, to i naród w ich kierunku przechyla się. Nie wiem jakim genem sportowym genetyka obdarzyła najbardziej lud polski i dlatego nie jestem skłonny, aby – za często bezrefleksyjnymi dziennikarzami - powtarzać różne medialne, często aż bezdurne, wynurzenia w tym temacie.

Zawsze będę optował za stonowanym optymizmem, takim w rodzaju słów prezesa Bońka, który po gdańskiej porażce kadry Nawałki z Meksykiem szybko skarcił wszystkich nadużywających opcji sukcesowej, mówiąc coś w sensie - chyba jeszcze nie nasz czas na medal mistrzostw świata. Chciałbym owe trzeźwe spojrzenie prezesowskie zaserwować również w stosunku do futsalu po awansie do finałów mistrzostw Europy Słowenia 2018. Nie heroizujmy tego wyniku ponad miarę. Podchodźmy do niego z pokorą. Jak na razie oprócz satysfakcji nie odczuł polski futsal in gremio (oprócz zawodników kadry, trenerów, opiekunów – co im słusznie należało się) innych gratyfikacji ze strony związku, sponsorów, widzów, telewidzów, a nawet mediów. Nastroje, co prawda, po awansie wahnęły się w stronę oczekiwań, ale i szybko przygasają. Oby ów awans nie okazał się „straconym awansem”. I pamiętajmy, iż polski futsal nie zaczyna się, ani nie kończy na słoweńskich grach finałowych.
Napoleon Bonaparte mawiał: „Od dwóch dobrych generałów wolę jednego, który ma szczęście”. I coś w tym jest. Przykładowo takim szczęśliwym trenerem był zawsze w roli selekcjonera seniorskich, czy młodzieżowych kadr Andrzej Bianga. Inną szczęście przynoszącą osobą jest nadzorujący w związku piłkarskim futsal oraz beach soccer wiceprezes Bednarek. Mało mówi się o nim w aspekcie awansów „plażówki” oraz futsalu do finałów ważnych światowych, czy europejskich imprez. Ba, nawet wielu w Polsce najzwyczajniej nie wie, że jego wiceprezesowski głos jest nad wyraz ważący dla piłki plażowej oraz futsalu. Ale tak jest.

Pamiętam czasy, gdy optował mocno za odebraniem piłki plażowej z rąk pozazwiązkowych, aby znalazła się pod jasną kuratelą PZPN. Później wykorzystując nowe opcje regulaminowo-strukturalne w związku obejmował pieczę nad futsalem, a w sumie nad obiema dyscyplinami. I tak w randze wiceprezesa radzi sobie z tym do chwili obecnej. A, że przy okazji pojedzie na ciekawe imprezy do atrakcyjnych rejonów świata, to już wynika z pełnionej funkcji. I tego nie czepiajmy się. Dlatego, póki szczęście jest przy wiceprezesie, niech kieruje beachsooccerowo-futsalowymi reprezentacjami oraz nadzoruje obie niszowe dyscypliny w ramach związkowych zadań. Czasami bowiem wystarczy tylko nie przeszkadzać, a system zadziała i będzie dobrze. A prezes Jan jest właśnie z tych, co pozwalają działać. Dają swobodę. A sztukę kompromisu opanował dość dobrze, gdyż nie na darmo był kiedyś posłem w polskim Sejmie. Posłem Samoobrony. I tak trzymać – drogi Janie.

Nie da się ukryć, że awans do finałów futsalowych ME w Słowenii zaskoczył też poniekąd twórców terminarzy rozgrywek. Ale znając operatywność odpowiednich gremiów PZPN czy FE, spodziewam się, że poradzą sobie z tym przy ustalaniu terminów rozgrywek rundy rewanżowej lub pucharów. Jest to niewątpliwie niedogodność z cyklu przyjemnych i do przełknięcia. Gorzej bywa z różnymi imprezami lokalnymi, regionalnymi, czy krajowymi - stowarzyszeń, korporacji, instytucji, kiedy to włodarze klubowi wnioskują o przełożenie meczów. I wtedy dopiero okazuje się, że futsal nadal jest tylko nieprzewidywalną organizacyjnie dyscypliną, a terminarze są burzone w sposób często nieuprawniony żadnymi regulaminami. Nie sądzę, aby jakikolwiek szanujący się sport przekładał mecze ligowe na centralnym szczeblu z powodu chociażby wesela zawodnika, czy wyjazdu na wycieczkę zakładową lub spotkanie sportowo-integracyjne. Terminarze poważnych rozgrywek, wyłączając terminy wskazane przez nadrzędne federacje, powinny bowiem być rzeczą świętą. Inaczej na zawsze pozostanie dyscyplina grą, czy zabawą dla nie znajdujących sobie miejsca w prawdziwej piłce. I apeluję, aby o tym w momencie poszukiwania sponsorów, czy poważnych telewizji, nie zapominać.
Jesień w polskim futsalu to czas eliminacji młodzieżowych mistrzostw Polski. Do rozgrywek rokrocznie zgłasza się multum zespołów w kategoriach męskich oraz kobiecych. Nic tylko cieszyć się, że pomysł wyartykułowany niecałe dziesięć lat temu przez panów Szymurę oraz Czeczko – twórców systematyzacji turniejów, a także kategorii wiekowych - ma się dobrze. Z drugiej jednak strony niemal każdy trener – od seniorskich kadr po młodzieżowe – zwraca uwagę, że gier jest ciągle za mało. I to już problem przewodniczącego Kaźmierczaka i jego zastępcy Morkisa.

Zawsze znajdą się jakieś rozwiązania, które pozwolą rozwinąć projekt młodzieżowy. I do tego zachęcam PZPN, gdyż w moim odczuciu teraz, po awansie do finałów ME, jest ku temu rzadka okazja. A po drugie, gdy na niedawnym zjeździe PZPN wysłuchałem informacji o niemal 200 milionowym budżecie, to nie przekona mnie nikt - ani prezes Boniek, ani wiceprezes finansowy Nowak, że na futsal młodzieżowy nie można dać więcej. I to nie tylko dla Komisji Futsalu, ale także dla województw, by ową dyscyplinę w gronie dzieci rozwijały. I nie jest to żadną łaską, lecz obowiązkiem nawet. I myślę – drodzy terenowi działacze futsalu, że powinniście o tym pamiętać przy następnych wyborach delegatów futsalu na Walne Zebranie PZPN.

Kadra kobieca zagrała mecze z Finlandią. Dla Finek były to pierwsze mecze międzypaństwowe. I od razu obydwa wygrane. My gramy jako kadra kobieca co najmniej od 6 lat. Mimo tego reprezentacja kobieca futsalu polskiego jawi się nadal jako coś robionego przy tak zwanej okazji, by nie nazywać pospolitym ruszeniem.

Polski futsal kobiecy jest nadal lata świetlne systemowo za futsalem męskim, który dzięki przykładowi płynącemu z FE profesjonalizuje się z roku na rok coraz bardziej. Niestety, w polskim kobiecym futsalu nie będzie lepiej dopóki rozgrywki ligowe pań będą tylko przerywnikiem dla piłki trawiastej – jej klubów oraz zawodniczek, a w PZPN nie powstanie mocna opcja futsalu kobiecego (porównywalna choćby do obecnej silnej opcji młodzieżowej futsalu). Jest trudno przebijać się, gdyż nie ma tego sportu w kalendarzu UEFA. I to rozumiem, ale grajmy. Mężczyźni też kiedyś zaczynali od amatorskiej zabawy. A - jak powiedział niedawno w wywiadzie Andrzej Szłapa - dzisiejsi kadrowicze skupiają się jednak tylko na futsalu. Kiedyś i w gronie mężczyzn większość zawodników łączyła futsal z piłką nożną trawiastą, a obecnie w najwyższej klasie rozgrywkowej są to wyjątki. W futsalu męskim procentują reformy zapoczątkowane dekadę wcześniej. Życzę kobietom futsalistkom, aby ich droga była podobna. Co nie znaczy wcale, że będzie łatwo, szybko oraz przyjemnie.

P.S. Najlepszym dowodem na inercję futsalu kobiecego w Polsce niech będzie fakt, że mecz z Finlandią obejrzałem na portalu fińskiego futsalu (!).

Andrzej Hendrzak
Czytaj dalej...

Z notatnika dziejopisa

No i stało się. Zarząd PZPN zagłosował za zmianą trenera reprezentacji polskiego futsalu. Rezygnującego pana Biangę zastąpił jego asystent pan Korczyński. Czy to będzie dobra zmiana, czas dopiero pokaże. W każdym razie pan Andrzej Bianga może czuć się zadowolonym oraz zwycięskim, gdyż odszedł ze stanowiska - co zdarza się w sporcie raczej rzadko - po sukcesie, a nie porażce, I tego wypada też życzyć jego następcy.

Hermetyczne środowisko futsalowe nie jest już jednak tak jednomyślne w sprawie zamiany na trenerskich stołkach jak zarządcy z PZPN, czy włodarze ze związkowej Komisji Futsalu. Wiele głosów pada o roli działaczy w tej zmianie, nie mającej – zdaniem środowiska - żadnego uzasadnienia w wynikach kadry. Nie felietoniście to rozstrzygać. Historia za pewien czas zapewne prawdę podskórną owej zmiany wyjaśni.
Jak już jesteśmy przy historii, to jako historyk podeprę się profesorem Wieczorkiewiczem, z  którym w dawnych latach, ze względu na wspólne zainteresowania historią naszego wschodniego sąsiada, miałem okazję rozmawiać. Przymierzając pewne jego słowa do faktów nam danych na co dzień, i w sporcie też, a nawet w tym maluczkim futsalu, mogę jedynie potwierdzić powyższą tezę, że historia dopiero po czasie wyjaśnia niektóre zdarzenia. Otóż profesor niezmiennie powtarzał, że jest historia prawdziwa i historia medialna, fasadowa. Ta prawdziwa w dużej mierze toczy się za kulisami. A, że pragnę być człowiekiem poważnym więc pozwolę sobie - idąc za myślą profesora - nie ufać wszystkiemu, w tym też w temacie zmiany futsalowego szkoleniowca, co mówią działacze, czytam w prasie, czy oglądam w internecie.
 
Nie wiem kiedy i dlaczego sporo klubów przyjęło, że moje felietony mogą stać się ich tubą w przekazywaniu opinii wobec Komisji Futsalu albo Kolegium Sędziowskiego. Nic bardziej błędnego. Oczywiście w wielu przypadkach zgadzam się z przedstawionymi poglądami, ale nie mam ochoty ich weryfikować, więc i w felietonie trudno je pomieszczać. Niemniej na prośbę wypróbowanego informatora oraz recenzenta pana Józefa zapytam, kiedy zostanie dostarczona kolejna transza piłek dla klubów I ligi i czy będą one takiej samej jakości jak transza pierwsza?

To taki jednorazowy wyjątek, a kluby namawiam do dbania o własną podmiotowość i stawiania spraw wobec związku w sposób jasny, bezkompromisowy i bez strachu, gdyż bez was komisja futsalowa nie byłaby nikomu potrzebna. I zawsze powołujcie się na słowa prezesa Bońka, który gdzieś dekadę temu na jednym z walnych zebrań PZPN tłumaczył mi, że rolą związku jest służebność wobec klubów.

Muszę powiedzieć, że udali się tegoroczni beniaminkowie Futsal Ekstraklasie. Tak w Białymstoku jak i w Słomnikach widać futsalowy głód. Pełne trybuny kipią energią. Zespoły grają odważnie i widowiskowo. MOKS i LEX starają się jak mogą wywrócić ukształtowaną latami hierarchię rozgrywek ekstraklasowych. I nie raz, nie dwa im to udaje się. Zapewne nie są faworytami rozgrywek, ale psikusa jeszcze sprawią niejednemu mocarzowi.

Patrząc z trybun na niedawny mecz Słomniczan z mistrzem z Bielska mogłem podziwiać Bartka Nawrata, który zdaje się potwierdzać swoją postawa znaną teorię o golkiperach, iż bramkarz jest jak dobre wino. Im starszy tym lepszy. Do Bartka mam jakąś szczególną słabość. Może dlatego, że jak będąc wiele lat temu na meczach w Rumunii tylko my obydwaj potrafiliśmy nie zawieść gospodarzy i zjeść całkiem godnie ich znane danie pod nazwą mamałyga. Ale nie tylko z tego powodu uważam, że Bartek powinien mieć swoje miejsce w obecnej kadrze. Obecna forma sportowa broni go w każdym calu.
Sypnęło w minionych dniach futsalem w różnych mediach i programach. Prezes Spółki był w jednej z telewizji. Wypowiadał się telewizyjnie były trener reprezentacyjnej młodzieżówki. Były w telewizyjnych quizach pytania o futsal. I tak mógłbym jeszcze dalej wymienić. Ale nie chodzi o ilość tylko o jakość. Widać, że został nadany – i to raczej nie przez związek – jakiś sygnał, że o futsalu warto rozmawiać, pisać. Myślę, że najbardziej powinna skorzystać na tym Spółka FE, gdyż jej potrzebny jest sponsor oraz większa rozpoznawalność.

Liczyłem, że da to futsalowa twarz z kadry trenera Nawałki, Maczyński, ale zawiodłem się. Widocznie chłopak myśli teraz tylko Rosji i nie będzie się rozdrabniać. Dlatego, panie prezesie Macieju, może czas szukać nie w gronie piłkarzy tylko znaleźć jakiegoś rozpoznawalnego celebrytę, który będzie opowiadał wszem i wobec o futsalu. Nie wziąłem tego ot tak z powietrza, tylko nasunęła mi się owa propozycja po obejrzeniu pokazowego występu prezesa Bońka w grze zwanej PADLEM (to takie przebijanie małej piłeczki przez siatkę). Pisały o tym niemal wszystkie internety. Zapraszam więc prezesa, aby zagrał pokazowo w futsal. I niech to będzie jego wkład w promocję tej dyscypliny. Kto wie, czy nie lepszy niż tylko ciągłe słowa wspierające małą piłkę nożną halową. Przy zadbanej dobrej koniunkturze, też napiszą o tym media. I fotki będą. No bo kto jak nie prezes związku, na dodatek niezwykle rozpoznawalny, może lepiej celebrować futsal?

Andrzej Hendrzak
Czytaj dalej...

Z notatnika dziejopisa

Niejednokrotnie zastanawiałem się dlaczego tak łatwo jest manipulować opinią o trenerze. Dlaczego na początku dają kwiaty, a na do widzenia kopa. A bywa nawet, że ten kop nie ma związku z wynikami. O rezygnacji trenera Andrzeja Biangi wieść gminna niesie -  niosła* (*niepotrzebne czytelnik skreśli po posiedzeniu zarządu PZPN) już od eliminacji elbląskich. Kolejne wróble ćwierkały o niej coraz mocniej. Gołębie dachowce przynosiły coraz to nowe terminy zmian na szkoleniowych stołkach reprezentacji futsalowej. Każdy przekaz wielokrotnie i przez dłuższy czas serwowany ma w sobie coś samorealizującego. Ale obojętnie, jak rzecz cała zakończy się, zdziwionym byłbym bardzo, gdyby zmiany nastąpiły przed słoweńskim EURO.

Choć z drugiej strony nie takie volty w związkowym wydaniu futsalowym widziały już moje oczy. Czyli według łacińskiej sentencji nie stałoby się nihil novi sub sole. Zresztą trenerskie roszady są dniem powszednim i w wielkich klubach, przy których nasz rodzimy futsal to szaraczek niemal. Niedawny przykład z Bayernu, którego jestem zaprzysięgłym fanem od lat czterdziestu i kilku, jest tego najlepszym przykładem. Ale... no właśnie mam jedno „ale”. Niemiecki klub nie awansował w 2017 do finałów Ligi Mistrzów, a zespół prowadzony przez trenera Biangę awansowy cel zrealizował. Wtajemniczeni mówią, iż trener Bianga sam podał się do dymisji. Nawet o ile tak jest można jej nie przyjąć i pozwolić dokończyć dzieła zimą 2018 w Lublanie.
Gdy piszę o trenerach pozwolę sobie na kilka swobodnych myśli felietonisty o tym zawodzie. Przeważnie w większości przypadków człowiek, który długo wykonuje swoją pracę staje się lepszym fachowcem. Nabiera doświadczenia, poznaje ludzi, z którymi współpracuje, nabywa biegłości. Tymczasem wygląda na to, że z trenerami jest odwrotnie. A może tylko tak nam wmawia się. I znów posłużę się monachijskim klubem. Lat temu kilka wstecz Bawarczycy wywalczyli trofeum Ligi Mistrzów, i... zwolniono ówczesnego szkoleniowca, bo na topie był Hiszpan, który cuda czynił z Barceloną.

Okazało się jednak, że Bayern to nie Barcelona i nawet ów Hiszpan nie pomógł w odzyskaniu europejskiego czempionatu. Po Hiszpanie był jeszcze Włoch, aż wreszcie ponownie sięgniętego po swojego zwycięskiego emeryta sprzed lat. Niech ta opowieść spisana klawiaturą będzie swoistym memento dla polskich włodarzy futsalowych, by nie działać zbyt pochopnie w zmianach trenerów kadrowych. Trener bowiem oprócz wiedzy musi mieć jeszcze szczęście. Nie każdy fachowiec je nosi w plecaku. Dlatego tego ze szczęściem powinniśmy hołubić czasami bardziej od tego z wiedzą. A najlepsze są duety – szczęścia oraz wiedzy. I to daję do przemyślenia związkowym decydentom. Nie codziennie bowiem łapie się Pana Boga za nogi, jak to zdarzyło się w Elblągu w meczu z Hiszpanią. A to było właśnie owo szczęście.

Jak już jestem przy reprezentacji, to muszę nieco złagodzić tę ogólnopolską euforię po awansie do finałów futsalowych EURO Słowenia 2018. Nie, żebym nie cieszył się, ale jako felietonowy dziejopis chciałbym przypomnieć, że kadra pana Romana Sowińskiego przed finałami moskiewskimi i następne kadry przez kilka eliminacji po nim miały o wiele trudniej z awansem. Wówczas tylko osiem reprezentacji występowało w finałach i tylko po jednym zespole z grupy awansowało przez lata. Z trzeciego miejsca grupowego nawet nikt nie myślał w UEFA o dawaniu szansy w kwalifikacjach. Co najwyżej czasami coś poszczęściło się niektórym najlepszym z drugich lokat. A my obecnie z tej „trójki” przepchnęliśmy. Dziękujmy więc cały czas Europejskiej Unii Piłkarskiej (UEFA) za zmiany w systemie i powiększenie ilości finalistów do dwunastu drużyn.

Piszę też o tym, by uświadomić różnym przypadkowym, okazjonalnym, by nie powiedzieć niedzielnym żurnalistom od futsalu, których namnożyło się sporo w wyniku polskiego sukcesu, że futsal polski był, jest i będzie - niezależnie od tytułów oraz tekstów jakie pomieszczają. Proszę, by nie powodować jakichś dziwnych tekstowych, nieuzasadnionych wygibasów oraz wahnięć, czy też porywczych uogólnień. Jesteśmy z polskim futsalem najzwyczajniej tu i teraz, realizuje się długofalowy plan i małą łyżeczką łyka nasz futsal kolejne kęsy ze sporej wazy futsalowej zupy. Tak to na chwilę obecną postrzegajmy miejsce futsalu w hierarchii piłkarskiej. Nigdy nie przebijemy bowiem opcji trawiastej. I niech tylko związek dba, aby owa waza była zawsze pełna.
Kiedyś usłyszałem, jak jeden z dziennikarzy powiedział o Leo Beenhakkerze, że on lepiej od piłkarzy szkoli dziennikarzy, którzy z zachwytem "łykają" to, co mówi Holender. Jakoś przypomniało mi się to w chwili, gdy pod sukces kadry futsalu podpinają się różne osoby. Zawsze przy takich okazjach będę twierdził, że aby solidnie o czymś debatować, rzetelnie o czymś pisać, należy co nieco poznać dane środowisko. A nie tylko „przytulać się” do niego od wielkiego dzwonu (czytaj awansu). Co prawda, trudno jest wywalczyć awanse, ale naprawdę jeszcze trudniej jest pozycję wywalczoną utrzymać. I tego – nie piłkarzom, trenerom – ale działaczom centrali futsalowej oraz centrali związkowej życzę. Nie zawiedźcie. Każde miejsce gorsze niż kolejny finał pójdzie już na wasze konto. Wiem coś o tym z autopsji.

Nieraz zarzekałem się, że w felietonach nie będę pisał o wynikach, tabelach. Ale natura rywalizacji bierze górę. Napisałem tydzień temu, że Opole, Jelcz-Laskowice, Chojnice są na najlepszej drodze awansowej. I nie wiem, czy to one okrzyknięte faworytami pokpiły sprawę, czy rywale „zagotowali się” po teoretycznym odbieraniu szans. W każdym razie moje pisanie wyszło na zdrowie rywalizacji w grupach I ligi. Liderzy solidarnie polegli w swoich halach. Na dodatek w jednej z grup sytuacja tak wyrównała się, że połowa stawki mieści się w 3 punktach. I niech tak dzieje się. Oby tylko decydował parkiet, a nie arbitrzy, bo i takie pogłoski na portalach się znajduje.

I jeszcze słowo o ekstraklasie. Prezes chorzowskiego Cleareksu pewnie w najczarniejszych snach nie śnił, że Białystok tak zbije jego drużynę. Czasami chorzowski klub przypomina mi warszawską Legię. Nie brakuje kasy, są w klubie poważni ludzie, grają solidni zawodnicy, a wyniki „kratkowe”. Jakby według tej „udowej zasady”. Czyli albo się uda, albo nie. Nie wiem jak w Legii, ale Clearex mając w składzie czterech podstawowych reprezentantów kraju, całkiem przyzwoitego jak na polskie rozgrywki innostranca, nic nie ujmując rywalowi z Białegostoku, nie powinien dawać od czasu do czasu takiej plamy. Ale, może dzięki takim wynikom ligi są arcyciekawe. A w ekstraklasie kolejny raz przekroczona został bariera 40 goli. Tym razem było ich 42.

Andrzej Hendrzak
Czytaj dalej...

Z notatnika dziejopisa

Niedługo po meczu z Czarnogórą wyjechałem poza Polskę i nie miałem możliwości (czasu) bieżącego zajmowania się polskim futsalem. Chociaż na żywo popatrzyłem w jeden dzień na mecze jednej z grup – tak zwanych mistrzowskich – skąd do dalszych gier awansowały trzy zespoły.

Nadrabiając po powrocie zaległości najpierw napiszę, że szkoda mi bielskich rekordzistów, którzy w nadzwyczaj wyrównanej grupie nie dali rady przebić się do kolejnej rundy tej europejskiej futsalowej ligi mistrzów. Ale, panie prezesie Januszu, panie trenerze Andrzeju – jest takie powiedzenie „co się odwlecze, to nie uciecze” – i miejmy nadzieje, że bogatsi o nowe doświadczenia za rok już nie pokpicie sprawy. Tego Wam życzę. Droga wyznaczona jest dobra, co nie znaczy, że nie może być wyboista. Jak to mawiają moi przyjaciele z Francji – c’est la vie. Rzeczywiście, niestety, takie jest to sportowe życie.
Ale wracając do polsko-czarnogórskiej potyczki na trawie muszę stwierdzić patrząc na wynik sportowy, że polski futsal wtedy wejdzie na stałe na europejskie salony, kiedy dopracuje się zawodnika podobnego do Lewandowskiego. Zachowując oczywiście proporcje stosowne pomiędzy trawą a halą. Tak się złożyło, że na Narodowym na rzeczonym meczu miałem miejsce niedaleko pani Lewandowskiej i innych kilku tych tak zwanych obecnie szumnie VAGs. Mogłem więc zaobserwować jak w trudnych chwilach kibice odwracali głowy do pani Anny, jakby oczekując pomocy. Pomocy od państwa Lewandowskich. I pan Robert zrobił swoje. Strzelił ważnego gola, powiedział kilka odważnych słów po meczu, szczególnie o potrzebie ciągłej koncentracji, podziękował kibicom za wsparcie. I powiedział to kolegom oraz trenerowi, bo dla mnie Lewandowski „prowadzi” obecnie tę kadrę wspólnie z panem Nawałką.

I nie widzę w tym nic zdrożnego. Powiem nawet, że gdyby nie było Roberta, to rosyjskie finały pozostałaby dla nas nieosiągalne. I powiem więcej – Lewandowski, to trzyma dzisiaj na swoich mocnych barkach (co widać na fotkach) cały polski futbol. Nawet prezes Boniek tak go nie trzyma w zakresie sportowym. Chciałbym, aby kiedyś jakiś polski futsalista tak odciążył prezesa Bednarka, czy przewodniczącego Kazimierczaka. Wyznaczał standardy. I wtedy byłyby wyniki sportowe na miarę oczekiwań futsalowej Polski.

Wyczytałem na portalu futsal-polska, że po 8 miesiącach PZPN zorganizował zgrupowanie, czy też konsultację kadry U-19. Futsalowej kadry. Nie będę komentował i doszukiwał się powodów tak długiej przerwy, bo tylko laik może zaakceptować tak długi jej niebyt. Przypomnę tylko, że dzisiejsze wyniki pierwszej reprezentacji to w sporej mierze wynik pracy z młodzieżą w latach poprzednich. Pochodna pracy trenerów Korczyńskiego, Juszczaka, Hirscha, wcześniej Biangi i kilku innych szkoleniowców reprezentacyjnych kadr młodzieżowych. To tam wykuwały się talenty. A grano o wiele, wiele częściej. Czyżby związek postanowił pooszczędzać przez te osiem miesięcy na futsalu? Aby zamknąć temat przypomnę, iż UEFA postanowiła organizować mistrzostwa kontynentu w tej kategorii wiekowej, a Argentyna nawet wpisała rocznik futsalowy U-18 do Światowych Sportowych Igrzysk Młodzieży Buenos Aires 2018. Miejmy nadzieję, że to ostatnia taka pauza w wydaniu PZPN.
Felieton nie powinien być miejscem opisywania punktacji ligi, ale kiedy po powrocie zerknąłem na tabelę ekstraklasy i zobaczyłem zerowy stan punktowy Pogoni 04 Szczecin, coś we mnie drgnęło. Sam siebie zapytałem, jak można tak szybko zniwelować dorobek lat. Solidnych lat szczecińskiego klubu. Liczę, że to tylko falstart i karta odwróci się. Ale straconych w trzech meczach 21 goli, przy strzelonych tylko pięciu, daje wiele od myślenia. Aż nie chcę wiedzieć, jak czuje się założyciel tego klubu, honorowy jego prezes, obecny prezes Spółki FA, Maciej Karczyński, gdy widzi jak jego ukochane dziecko nie punktuje. I pomyśleć, że wiceprezesowi PZPN Bednarkowi, nadzorującemu futsal, może ubyć z ekstraklasy jedyny przedstawiciel jego macierzystego regionu. Jak więc zarządzać polskim futsalem, gdy może nie być flagowego zespołu w najwyższej klasie rozgrywkowej na szefowanym piłkarsko zachodniopomorskim terenie.

Rozstrzelana jest ta nasza futsalowa ekstraklasa. W drugiej kolejce padło 46 goli. Jest to nowy rekord sezonu. W trzeciej jeszcze nie grał Rekord, ale mimo wszystko trudno będzie poprawić wynik. W I lidze trzymam kciuki za Orłem, a tymczasem obok wyrasta niezwykle groźny konkurent Odra Opole. Nic, tylko zacierać ręce i obserwować rywalizację. Powinno być ciekawie. Podobnie w grupie północnej, gdzie Red Devils oraz Uniwersytet Zielonogórski próbują urwać się goniącemu ich peletonowi. Czyli jest coraz ciekawiej, przynajmniej w dwóch ligach centralnych. Piszę celowo w dwóch, chociaż w tle tli się II liga, ale to czysta amatorszczyzna i póki nie ruszy, nie jest godna uwagi. Mam nadzieję, że do grona centralnych gier niedługo dołączą rozgrywki kobiece. I w jesienno-zimowo wieczory będziemy mogli pasjonować się futsalowymi igrcami w całej ich krasie. A przy okazji rozgrywek kobiecych mieć jeszcze wrażenia estetyczne.

Andrzej Hendrzak
Czytaj dalej...

Z notatnika dziejopisa

Białystok był miejscem inauguracji rozgrywek ekstraklasy futsalu sezonu 2017/2018. Przeciwnikiem beniaminka MOKS Słoneczny Stok był naszpikowany byłymi reprezentantami kraju, aktualny wicemistrz Polski Gatta Zduńska Wola. Zawsze inauguracje stanowią dla beniaminka okazję do przemyślenia, czy jest we właściwym miejscu i we właściwym czasie. Pisarz Mark Twain mawiał, iż najważniejsze dni życia człowieka, to dzień urodzin oraz ten, w którym dowiaduje się, po co właściwie urodził się. Umiejscawiając słowa Mistrza pióra do kontekstu białostockiego pojedynku napiszę, że MOKS wie już zapewne po owym zremisowanym meczu, po co awansował do ekstraklasy futsalu.

W grze białostoczan nie było za grosz kunktatorstwa. Białostocki team pokazał, iż tanio swojej skóry nie zamierza sprzedawać. Nie wiem, czy w takim stylu da się rozegrać cały sezon, ale – póki co – niech beniaminek tak gra, bo jest emocjonująco, świeżo. Inauguracje z dziesięcioma golami chciałoby się oglądać zawsze. Planujący transmisje telewizyjne ustrzelili przysłowiową dziesiątkę, gdyż emocje bramkowe rozpoczęły się w pierwszej minucie, a zakończyły w czterdziestej. I niech tak trwa ten sezon. Zresztą goli nie zabrakło i na innych halach, a w 6 meczach pierwszej kolejki golkiperzy aż 38 razy wyjmowali futsalówkę z siatki. Chciałoby się powiedzieć – chwilo trwaj.

Białystok jest absolutnym beniaminkiem w ekstraklasie futsalu. I to widać. Widać w radości kibiców, którzy tłumnie walą na mecz. Widać w pewnym jeszcze niedostosowaniu organizacyjnym do ekstraklasy. Widać w autentycznej satysfakcji zawodników oraz działaczy. Poszerzenie geograficzne ekstraklasy futsalowej powoli pozbywa ją stygmatyzującego regionalizmu rozgrywek. I to jest ważne, chociażby, w kwestii sponsorskiej. Owa ściana wschodnia jest potrzebna dla polskiego futsalu. Podobnie jak potrzebne jest centrum.

Są potrzebne, by pozbawić najwyższą ligę nieciekawej łatki rozgrywek regionalnych. Co prawda, w I lidze występują zespoły ze wschodu, czy centrum, ale to ekstraklasa wyznacza trendy dyscyplinie. A trzeba sobie jasno powiedzieć, że poważnych sponsorów - a o takich dobija się futsal - interesuje cały kraj, a nie tylko jego niektóre wycinki. Regionalnie, to darczyńcy zainteresują się klubami w niższych klasach rozgrywek, czy ligami wyłącznie wojewódzkimi. Dlatego należy wspierać te futsalowe Białestoki, Lubliny, Kielce, Olsztyny, Rzeszowy.  To jest w interesie polskiego futsalu. Czy się to komuś na południu albo zachodzie kraju podoba, czy nie.
W przeddzień losowania finałowych grup futsalowych ME Słowenia 2018 miałem telefon od dziennikarza z Rosji, który wyznał, iż chcieliby mieć nas w grupie. I sprawdziło się. Nie wiem, kogo planowali sobie nasi zawodnicy, działacze, trenerzy, ale pewnie Rosja, podobnie jak Portugalia, nie były pierwszymi zespołami w katalogu życzeń.

Zresztą dzisiaj już nie to jest najważniejsze. Wylosowano, teraz trzeba myśleć jak grać, by nie przegrać. I tego trzymajmy się. A przy okazji awansu wspomnę jeszcze, że otrzymałem wyrazy uznania za nasze osiągnięcie od znajomych z kręgów futsalu w dalekiej Brazylii, równie dalekich Tajlandii, Azerbejdżanu, Kazachstanu, jak i bliższych – Słowacji, Ukrainy, Macedonii, Niemiec. Miło było słuchać komplementów, więc je przekazuję tą drogą zawodnikom oraz szkoleniowcom.

Awans do finałów mistrzostw Europy sprowokował mnie do przyjrzenia się futsalowym trenerom. W żadnym przypadku nie będzie to ocena fachowa, gdyż to nie moje kompetencje, ale kilka zdań w wersji felietonowej zawsze przyda się dla środowiska. Kiedy polski futsal raczkował, szkoleniowcami byli przeważnie pasjonaci albo ludzie z „trawy”. I jedni, i drudzy najczęściej bez uprawnień futsalowych, czy nawet podstawowych trenerskich. Ale to im zawdzięczamy, że futsal trwał i rozwijał się. Z czasem przychodzili ludzie po AWF, którzy zainteresowali się nową dyscypliną. Później trenerzy trawiaści zaczęli powoli specjalizować się. Wreszcie nadszedł czas byłych zawodników futsalu, którzy już specjalizują się stricte w futsalu.

Nie bez powodu piszę o tym, gdyż pragnę wskazać, że obecny sukces, jakim jest awans do słoweńskich finałów ME, poniekąd finalizuje ów historyczny cykl. Gdy do tego dodamy w miarę regularne już od pewnego czasu specjalistyczne futsalowo szkolenia trenerskie, aż wyrywa się spod klawiatury, by napisać, iż z polskim futsalem powinno już być tylko lepiej.
Przez lata działalności futsalowej miałem przyjemność zobaczyć z bliska wielu zawodników. Poznać ich charaktery, umiejętności. Jedni mieli to coś, tę charyzmę uprawniającą do podjęcia pracy szkoleniowej. Innym było jej brak. I to jest rzeczą normalną. Nie wszyscy mogą bowiem być, chociażby, szewcami. Błażej Korczyński, Klaudiusz Hirsch, Andrzej Szłapa, Marcin Stanisławski, Łukasz Żebrowski, Krzysztof Kusia – to tylko niektórzy z całej plejady byłych reprezentacyjnych zawodników, biorących obecnie w swoje ręce sprawy szkoleniowe reprezentacji, czy klubów. Ich wiedza jest nie do pogardzenia. Coraz mniej na poziomie ligowym jest tak zwanych samozwańczych trenerów. Dzięki Bogu nie obrodziło – przynajmniej na razie – trenerami-celebrytami.

Jednak czegoś mi w trenerskim tygielku brakuje. Brakuje mi oceny kompetencji przez wiodący centralny zespół. Pisząc wprost przez wyspecjalizowaną szkoleniową komórkę futsalową podobną do tej, jaką mają w PZPN arbitrzy futsalowi. Brakuje ciała rozciągającego swoje preferencje szkoleniowe też na wojewódzkie związki. Brakuje mi owego decydowania przez trenerów – fachowców od futsalu o kierunkach rozwoju sportowego tej dyscypliny. O merytoryce szkoleniowej. Piszę o tym i liczę na ruch związkowy. Ruch, który przyniesie kolejną korzyść dla polskiego futsalu.

Było o trenerach, więc - w kontekście awansu na słoweńskie futsalowe EURO - powinno być co nieco i o zawodnikach. Aby nie zanudzać, wybiorę jednego z nich. Będzie to Michał Kubik. Byłem przy jego debiucie w kadrze podczas meczu z Macedonią sześć lat temu. Widziałem jak strzelił gola w inauguracji kadrowej. Znałem jego perypetie, gdy przez nasz opóźniony powrót z brazylijskiego tournee spóźnił się na wylot na wczasy z rodziną. Obserwowałem jak mierzył się na studiach z uniwersyteckim prawem i zarazem grał w futsal.  Z dala już obserwowałem, jak po studiach pracował w kancelariach prawniczych i dokształcał się jeszcze podyplomowo, a przy tym dalej grał w futsal na wysokim poziomie. Przy nadarzających się okazjach rozmawialiśmy, i to wcale nie o futsalu.

Niemniej, ciekaw jestem obecnie, czy nadal futsal jest dla niego – jak to kiedyś mówił - pasją, a prawo - życiem. Wierzę, że nadal swoje przesłanie sportowe i życiowe będzie wyrażał golami na boisku oraz merytoryczną rozmową poza nim. Myślę, że taka powinna być nasza kadra. Nie pozwalająca sobie napluć w twarz i znająca swoją wartość. Wartość indywidualną oraz zespołową.

Andrzej Hendrzak
Czytaj dalej...

Z notatnika dziejopisa

Nie będę rozpoczynał felietonu od ewangelicznego „A słowo stało się ciałem”. Natomiast podeprę się Szekspirem, który pisał w Hamlecie „Słowa, słowa, słowa”. Wiele pustych słów unosiło się wokół reprezentacji futsalu przez minione 16 lat, czyli od ostatniego występu w finałach mistrzostw Europy. Fruwały niejednokrotnie, jak żniwne plewy ponad rżyskiem. Adresowane były do kolejnych prezesów, przewodniczących, trenerów, zawodników. Raz wypowiadane ze złośliwością wielką. Innym razem bez sensu, niezdolne, aby cokolwiek zmienić. Były też słowa bez dobrej intencji. Nie brakowało i tych bez pokrycia. Zdarzały się złe w postawie, chociaż niewypowiedziane. I tak było do wtorkowego wieczoru w koszalińskiej hali, gdzie nasz futsalowy narodowy team pokonując zawsze niewygodnych Węgrów awansował do słoweńskich finałów futsalowego Euro 2018.

Wielokrotnie pisząc ów wyraz „słowa” mam też na myśli słowa trenera Korczyńskiego, wypowiedziane w rozmowie ze mną gdzieś chwilę po losowaniu baraży. - Jesteśmy z trenerem Biangą pewni, że awansujemy - stwierdził. Co prawda popularny „Korek” snuł plan, aby rozstrzygnąć kwestię awansu już na Węgrzech, ale ważne jest, iż dwumecz finalnie jednak wskazał na nas. Gratulacje dla trenerów i całego teamu. Nie tylko dla zawodników, ale i ludzi od odnowy, sprzętu etc., będących przy futsalistach podczas zgrupowań, jak i tych wszystkich osób, które dbały w związku piłkarskim o całą logistykę reprezentacji.
Przechodząc od „słów” do realiów warto odnieść się przynajmniej w dwóch zdaniach do początków tego sukcesu. Kiedy po nieudanych eliminacjach w Krośnie zaproponowano trenerowi Biandze prowadzenie reprezentacji długo myślał, kogo dobrać na drugiego trenera. Pamiętam, jak będąc jeszcze trenerem pierwszoligowej drużyny białostockiej sondował temat w gronie ekspertów futsalowego podwórka. Osobiście czułem, że padnie na Błażeja Korczyńskiego, bo tej kadrze była potrzebna rozwaga pana Andrzeja i niepokorność „Korka”. Sukces bowiem nie rodzi się w potakiwaniu (to tak mimochodem wtrącam do przemyślenia niektórym ludziom z decydenckiego środowiska futsalowego), lecz wypracowuje się go w sporze, twórczej myśli, różnicy poglądów, postaw. I ważne jest, że szkoleniowcy nie ugięli się pod naporem krytyki - czasami wszechobecnej - i szli obraną drogą, nie bacząc na przeciwności.

Ze sportowego punktu widzenia dla rodzimego futsalu bardzo ważne jest, że awansowaliśmy do turnieju finałowego. Uwiarygodniło to myśl szkoleniową oraz pokazało charakter zaszczepiony tej reprezentacji. Pokazało sens wymiany jaka dokonała się po Krośnie. Zresztą kiedyś ta wymiana pokoleniowa, mentalna musiała nastąpić. Im szybciej młoda fala polskiego futsalu wejdzie na szerokie wody, tym sprawniej będzie rósł poziom naszej ligi i reprezentacji. Zmiany w większości wnoszą sporo energii. To pozwoli, by poziom polskiego futsalu stał się solidny albo zwiększał się.

Teraz, po awansie, przyszedł czas szlifowania, poprawiania. Czas optymalnego ustawiania składu. I w tym miejscu chciałbym prosić kibiców, działaczy o pewną cierpliwość. Każdy z nas chce wygrać każdy mecz. Każdy chce być mistrzem. Trener, zawodnik bez względu na przeciwnika – wierzę w to - wyjdzie na parkiet w Słowenii z chęcią zwycięstwa. Ale – bywa - plany nie zawsze udaje się zrealizować. Kiedy po koszalińskiej victorii popatrzyłem na stronie UEFA w rozstawienie losowania zobaczyłem, że przypadł nam - podobnie jak pozostałym wygranym - barażowiczom trzeci koszyk. Może więc zdarzyć się, że będziemy mieli grupę – Hiszpania, Włochy, Polska. Ale może być też – Słowenia, Azerbejdżan, Polska. Jak zwał rywali, tak zwał – walczyć trzeba zawsze o całą pulę. I w to, znając historię tej kadry, wierzę.
To co do tej pory pisałem, było jakby podsumowaniem tego, co wydarzyło się, względnie oficjalnie wydarzy się. Teraz skorzystam z prawa felietonisty, by napisać, czego oczekuję po tym awansie. I wcale rzecz nie będzie dotyczyć tej kadry futsalowej, bo ona dla mnie plan wykonała nawet z nadwyżką, lecz odniosę się do oczekiwań dla całego polskiego futsalu - od PZPN, prezesa Bońka, prezesa Bednarka, czy przewodniczącego Kazimierczaka. Dostaliśmy się przecież do futsalowej, europejskiej elity. Będąc w elicie, ma się jakie takie przywileje i mam nadzieje, że związek to zrozumie. Zrozumie, że warto w futsal zainwestować większą kasę. Zrozumie, że warto wspomagać oraz blisko współpracować ze spółką ekstraklasową, której organizacja rozgrywek ekstraklasy pozwala na podnoszenie poziomu sportowego klubów.  Zrozumie, że może warto wykorzystać ten moment, by rozpropagować futsal w szkołach. Zrozumie, że wykorzystując nadarzającą się okazję, należy podkręcić tę wytworzoną pozytywną energię wokół futsalowej reprezentacji i dokonać inwestycji w futsalowe wojewódzkie ośrodki, w młodzież, szkolenie, media, sprzęt (nawierzchnie do gry). Jest szansa, by ustawić polski futsal na lata. I to nie czekając na wynik finałowych, słoweńskich gier.

Rozpocząłem felieton od cytowania Szekspira, więc w dobrym tonie byłoby nim także go spuentować. Ten najwybitniejszy światowy dramaturg mówił – „Życie nie jest lepsze ani gorsze od naszych marzeń, jest tylko zupełnie inne”. Liczę, że akurat w naszym futsalowym przypadku pan Szekspir pomylił się.

Andrzej Hendrzak
Czytaj dalej...
Subskrybuj to źródło RSS