Z notatnika dziejopisa

Nigdy nie ukrywałem, że bliska jest mi tradycja kresowo-galicyjska. Z tamtych stron wywodzili się moi dziadowie. Dziadek, pod-lwowski Galicjanin wpajał mi od młodości powiedzenie - klucz na wszelkie okazje. Brzmi ono - ES HAT MIR SEHR GEFREUR, tłumacząc na polski - bardzo mnie to cieszy. Przyznaję, zapomniałem o nim, ale niedawno wróciło do mojego słownictwa w związku z ogromem pytań o polski futsal, jego kondycję. Wielu moich rozmówców, może nawet i czytelników, oczekuje ode mnie krytyki. A najlepiej, by była to krytyka ich przeciwników, czasami wrogów. Czyżby chcieliby moim piórem prezentować na łamach swoje poglądy. Nic z tego - moi drodzy. Huśtajcie się sami ze swoimi teoriami. Ja podeprę się cesarzem Franciszkiem Józefem i powiem to swoje "es hat mir sehr gefreur".  

Zduńska Wola kojarzy mi się z trzema rzeczami. Po pierwsze, jest miastem rodzinnym klanu aktorskiego Królikowskich. Po drugie, jest tam firma, o której moja żona mówi z szacunkiem, gdyż produkuje znakomitą damską bieliznę. Po trzecie, w tym mieście ma swoją siedzibę futsalowy mistrz Polski - Gatta Active. Mając za niedalekiego sąsiada jednego z Królikowskich i widząc codziennie u żony pończochy Gatty musiałem, chcąc nie chcąc, dopełnić trzeciego ze skojarzeń i pojechać wreszcie na mecz mistrza w jego macierzystej hali. Wstyd przyznać, ale nie odwiedziłem Zduńskiej Woli, ani w czasie szefowanie polskiemu futsalowi, ani wcześniej czy później, mimo iż bywałem często w pobliskim lotniczym Łasku. Mając w głowie powiedzenie "lepiej późno niż wcale", wybrałem się do Zduńskiej Woli na mecz z Cleareksem Chorzów. Przed wyjazdem nasłuchałem się od różnych "życzliwych" - hala mała, organizacja nie za dobra, kibice niesforni. Przyznam, że trochę byłem tym zmieszany, tym bardziej, że mecz był z kategorii telewizyjnych live. Ale co tam - pomyślałem. Kto przeżył jako delegat ds. bezpieczeństwa PZPN kilka lat temu mecz Górnika Zabrze z Widzewem Łódź, gdzie polewaczki policyjne strumieniami wody gasiły rozentuzjazmowane głowy kibiców, gdzie było strzelanie policji do pseudokibiców, walka na kostki brukowe oraz latające toi-toie, zdemolowana część Zabrza i ponad dwudziestu lżej oraz bardziej rannych, nie powinien przejmować się. Ale z drugiej strony widziałem dwa dni wcześniej rozgrywki młodzieżowe organizowane pod auspicjami PZPN, podczas których gospodarze jakoś nie za bardzo przejęli się, gdy na halę wkroczyła grupka nieco "wczorajszych" kibiców i próbowała narzucić swoje obyczaje zabawowe. Dopiero stanowcza reakcja sędziego wymusiła interwencję. Jedna nie tak to powinno wyglądać - panowie organizatorzy tego turnieju. Nie taka kolejność działania. Szczególnie, gdy grają dzieci, trzeba sprężać się o porządek. Futsal Ekstraklasa wysyła na tak zwane mecze telewizyjne swoich przedstawicieli, aby wspomagali oraz koordynowali współpracę na linii klub - TVP, a także Spółka - TVP. Przy okazji zbierają doświadczenie dla Spółki, jak w przyszłości lepiej sprzedać produkt o nazwie "mecz telewizyjny". Nie jest sztuką zorganizować imprezę, mając wszelkie atuty w ręku, ale sztuką jest wykonać zlecone zadania mając tych atutów mniej. I to organizatorom Gatty udało się w meczu z Cleareksem. Jest takie mądre polskie przysłowie - "tak krawiec kraje jak materiału staje". W Zduńskiej Woli skroili minionego poniedziałku całkiem niezłe widowisko. I to skroili dla wybrednej publiki, bo na trybunach zasiedli - i przewodniczący Komisji Futsalu PZPN, i prezes zarządu Spółki Futsal Ekstraklasy, i politycy, i samorządowcy, i biznesmani, i działacze sportowi innych dyscyplin halowych, i przedstawiciele Łódzkiego ZPN. Aby dodać swoistego smaczku imprezie, nad całością czuwał prezes Rady Nadzorczej Spółki FE, Andrzej Dąbrowski. Uwijał się jak w ukropie, dopilnowując wszystkiego. I korona mu z głowy nie spadła, gdy sam przenosił ścianki medialne, czy wywieszał banery reklamowe. I nie miał do nikogo o to pretensji. Panie Andrzeju, chapeu bas.

Cleverson Lilton Pelc Fernandes, dla mnie Cleverson Pelc, a jeszcze krócej Clevi. Z byłym zawodnikiem futsalu włoskiego, o ile pamiętam, Kaos Futsal Bologna, zetknąłem się po raz pierwszy późnym latem 2009 roku. Tego polskiego Brazylijczyka polecił do naszej reprezentacji Adam Kaczyński, zapomniana już dzisiaj pewnie przez wielu postać polskiego futsalu, związana z Jango Katowice. W pewnym okresie była to nawet bardzo znacząca postać polskiego świata futsalowego. On wypatrzył Cleversona i sprowadził z Włoch do Polski. Trener Gerard Juszczak, który otrzymał zadanie przygotowania zespołu na Turniej Wyszehradzki, odbywający się w formule czterech państw po raz pierwszy właśnie  w 2009 roku, poszukiwał zawodnika ofensywnego, niekonwencjonalnego, z bardzo dobrą lewą nogą, potrafiącego zdobyć przewagę w grze jeden na jeden. Wybór padał na Cleviego. Wybór - jak okazało się - trafny. Cleverson szybko zasymilował się z kadrą, kolegami i był jedną z najjaśniejszych jej postaci. Szybko z Katowic przeszedł do mistrzowskiej Akademii Futsal Club Poznań. Clevi na tym etapie kariery był niemiłosiernie faulowany przez przeciwników, którzy nie mogli sobie poradzić z jego niesamowitą techniką. Później zniknął mi z pola widzenia aż odnalazł go i ponownie ściągnął do Polski jego były poznański trener, Klaudiusz Hirsch. Tym razem do Torunia. Wylewnie przywitaliśmy się na początku tego roku w Warszawie. Życzyłem mu powrotu do kadry i dlatego niezmiernie cieszę się, że trener Andrzej Bianga docenił jego grę i powołał do reprezentacji na najbliższe mecze z Belgią. Niewielu jest futsalistów w Polsce, których oceniam jako sportowców wysokiego poziomu. Cleverson niewątpliwie do nich należy. I to nie tylko ze względów sportowych. Będę zawsze trzymał kciuki za tego wielkiego serca do gry, filigranowego futsalistę. Przy okazji wspomnę, jak kiedyś Clevi mówił do mnie - "Prezes, w Brazylii jest wielu brazylijskich Polaków z paszportami. Szczególnie w Kurytybie. Gdyby tam pojechać, zobaczyć, ściągnąć ich bylibyśmy silni". No tak, ale u nas "farbowane lisy", drogi Cleversonie, nie są w modzie. Przynajmniej póki będzie coś znaczyć zdanie quasi eksperta Jana Tomaszewskiego.

Po powołaniu nowego przewodniczącego komisji futsalu PZPN środowisko futsalowe gotuje się jak w dobrym tyglu. Nawet nie wiedziałem, że prezes Kaźmierczak ma tak wielu znajomych w środowisku futsalowym. A może i on sam o tym nie wie. Jestem nawet pewny, że nie wie. Plotki, nie plotki, ale słychać w środowisku, jak wiele osób powołuje się na znajomość i możliwość oddziaływania załatwienia czegoś. Jak rozdają te osoby komisyjne awanse personalne. Jakie to takie śmieszne, małostkowe. Zresztą zawsze tak było. Ilu ja miałem kiedyś podpowiadaczy, uzdrowicieli wszystkowiedzących, a później do roboty było dwóch, może w porywach trzech. Znając przewodniczącego co najmniej od dekady wiem, że wysłucha, ale decyzje podejmie sam. Kadra, jej wyniki - to będzie największy problem nowego przewodniczącego. Bez wyniku sportowego tego "konia pociągowego" polskiego futsalu nic nie osiągniemy. Za kadrę seniorską nie wykona promocyjnej roboty Futsal Ekstraklasa, futsal kobiecy, młodzieżowcy, panowie Duraj, Morkis, Karczyński, Szymura i wielu innych, czy telewizje wszelkich maści. I tak mógłbym wymieniać jeszcze długo. Nie wiem dlaczego od lat środowisko niezmiennie uważa telewizję oraz transmisje internetowe meczów za panaceum na większość bolączek polskiego futsalu. Nie może być nic bardziej mylnego. Ex-prezydent Stanów Zjednoczonych, Clinton mówił kiedyś w kampanii wyborczej - "liczy się gospodarka, głupcze". Ja powiem trawestując nieco to  powiedzenie - "poziom sportowy panowie, poziom sportowy". I to poziom sportowy kadry. Udział seniorów w jakichś finałach UEFA, czy FIFA. I wierzcie mi, do tego nie jest najpotrzebniejsza telewizja, lecz sensowna praca szkoleniowa, praca organiczna w klubach. I pokora, pokora w działaniu. Tak było niegdyś w piłce siatkowej, piłce ręcznej. Ile to lat te dyscypliny nie wychodziły z opłotków, mimo iż telewizje nie tylko od czasu do czasu transmitowały ligę. Dopiero sukces siatkówki reprezentacji kobiet Andrzeja Niemczyka, sukces piłki ręcznej reprezentacji mężczyzn Bogdana Wenty przyniósł zmianę. Wtedy weszły w dyscypliny na poważnie, nie symbolicznie, telewizja i pieniądze sponsorskie dla klubów. Taka, niestety niekorzystna dla futsalu, jest kolejność. Kto w to nie wierzy jest kiep i zaklinacz rzeczywistości oraz prawdy.

Andrzej Hendrzak
Czytaj dalej...

Z notatnika dziejopisa

Niepodległościowy Weekend, z wyjątkiem udziału w oficjalnym otwarciu Świątyni Bożej Opatrzności na warszawskim Wilanowie, spędziłem na sportowo, a nawet można rzec w większości futsalowo. Od dawna sportowe imprezy z okazji ważnych dat historycznych cenię wyżej niż popularne obecnie maszerowanie. Dlatego jeszcze za mojej kadencji szefowania futsalem postanowiliśmy z panem Szymonem Czeczko wkomponować w dzień 11 listopada organizację turniejów eliminacyjnych mistrzostw Polski U-20. Jeden z takich turniejów odbył się minionego weekendu w Warszawie w uniwersyteckiej hali przy ulicy Banacha. Bezkonkurencyjna okazała się młodzież Hurtapu Łęczyca. Hurtapowcy to uznana firma. Od czasu wycofania się z seniorskiego futsalu pan Wiktor Napióra zajął się futsalem młodzieżowym i czyni to z powodzeniem oraz krajowymi sukcesami. Gratulacje panie prezesie. Oprócz nich awansowali do finałów młodzi futsaliści AZS UMCS Lublin. I to właśnie podopieczni trenera Artura Gadzickiego zrobili na mnie największe  futsalowe wrażenie. Kolejną imprezą, która w niepodległościowy czas odbywała się na Mazowszu, a dokładnie w Teresinie, był turniej barażowy o awans do ekstraligi kobiet. Jadąc do Teresina nie spodziewałem się, że ujrzę tam całą plejadę byłych i obecnych działaczy ze środowiska polskiego futsalu. I to ludzi znaczących. Był wiceprzewodniczący KFi PP PZPN, Grzegorz Morkis, był trener reprezentacji Polski kobiet w futsalu, Wojciech Weiss, był jeden z najznamienitszych ekspertów futsalu w Polsce, Tomek Aftański, wreszcie napotkałem sekretarza byłego Wydziału Futsalu PZPN, Leszka Łuckiewicza. Wszyscy oni działają teraz przy futsalu kobiecym. Nic tylko pozazdrościć rozwoju dyscypliny. Kiedyś, pamiętam, gdy zaczynaliśmy za namową  Magdy Stefankiewicz, ledwie dobijaliśmy dziesiątki zespołów. Trzymam kciuki i proszę PZPN o organizację w Polsce jakiegoś międzynarodowego turnieju futsalu kobiecego.
Pięknym zwieńczeniem futsalowego weekendu był, przynajmniej dla mnie, telewizyjny mecz ekstraklasy futsalu pomiędzy AZS Uniwersytet Śląski a Gattą Zduńska Wola. Nie wiem, kto w Spółce FE, a kto w TVP odpowiada za dobór meczów telewizyjnych, ale muszę napisać, że mają przysłowiowego nosa do wyboru emocjonujących relacji. Może tylko poza pierwszym meczem w Toruniu pozostałe "spotkania telewizyjne" były futsalowymi smaczkami. Katowicki pojedynek przebił jednak wszystko. Zaczęło się już w ósmej sekundzie golem Tomka Dury dla AZS, a później napięcie oraz emocje tylko rosły. Działo się jak w scenariuszu mistrza filmowego horroru, Hitchcocka. Padł remis 4:4, a wyrównującego gola mistrzowie z Gatty zdobyli cztery sekundy przed syreną kończącą zawody. To dało się oglądać. Nawet doświadczeni telewizyjni komentatorzy, panowie Jasina oraz Kuchciak - niegdyś znakomici piłkarze, futsaliści, niemal piali z zachwytu nad dramaturgią meczu. Mnie w scenerii tego spotkania zachwyciło jeszcze jedno, piękna katowicka, a dokładnie Szopienicka hala. Pamiętam rozgrywane w niej mecze drużyny Jango Katowice. Pamiętam organizowany w niej przeze mnie mecz Polska - Włochy (wynik 2:3). Zawsze byłem i jestem fanem tej hali dla futsalu. Obecnie w ekstraklasie jest ona wraz ze szczecińską Azoty Arena najbardziej telewizyjną ze wszystkich, którymi dysponują zespoły FE. Mam nadzieję, że PZPN wraz z Komisją Futsalu zorganizują tam jakieś międzypaństwowe zawody, tym bardziej, że na przełomie stycznia oraz lutego na Śląsku ma odbyć się turniej z udziałem Polski, Włoch, Chorwacji i Finlandii. Polecam Szopienice.

Mimo że portal w nazwie ma zapisane futsal, obowiązkiem "dziejopisa" jest wspomnieć o piłce trawiastej, reprezentacyjnej. W meczu eliminacji MŚ Rosja 2018 pokonaliśmy na niewdzięcznym bukaresztańskim terenie Rumunów 3:0. Podnieśliśmy sobie tym samym wysoko autostradową bramkę na rosyjską imprezę. To był w naszym wykonaniu lepszy mecz niż ten słynny z Niemcami wygrany przez Polaków dwa lata temu. Wtedy mieliśmy dużo szczęścia, teraz dużo umiejętności. Mecz z Rumunami też kojarzy się z Weekendem Niepodległości, gdyż grano 11 listopada. Ale nie rozumiem beznamiętnego wiązania tej wygranej z tym ważnym świątecznym dniem, objawiającego się eufemistycznymi przekazami części komentatorów telewizyjnych. Ciągłe epatowanie "jedenastkami" - typu 11 minuta golowa, zawodnik numer 11 strzelił, czy bramka padła z 11 metrów, było nadinterpretacyjnym kojarzeniem wydarzeń. Powtarzane zbyt często stawało się niesmaczne. Pamiętam jak 1 maja 1977 roku wygraliśmy ważny mecz z Danią i ówczesne władze PRL, gratulowały piłkarzom godnego uczczenia "święta pracy". Ale to działo się w czasie słusznie minionym i niech nie powtarza się. A wracając do meczu. Brawo trener Nawałka, Brawo Lewandowski i cała reszta piłkarzy. My futsaliści trzymamy kciuki za wami. Tym bardziej, że jednym z kadrowiczów selekcjonera Nawałki jest Krzysztof Mączyński, który od niedawna jest  "twarzą" futsalu polskiego. Mączyński około dekady temu grając w drużynie Kupczyka Kraków wywalczył futsalowe mistrzostwo Polski U-20. Fajnie, że nie zapomina o swojej futsalowej przygodzie.  Zapewne coś z niej przydało mu się na dużym boisku, w reprezentacyjnej karierze.
Zarząd PZPN postanowił - Adam Kaźmierczak, prezes Łódzkiego ZPN będzie nowym przewodniczącym Komisji  Futsalu i Piłki Plażowej związku. Jak wieść gminna niesie, jeszcze do poranka dnia zarządowego faworyt był inny, Bogdan Duraj. Nowy przewodniczący jest spoza środowiska futsalowego, ale jest członkiem zarządu PZPN i to jego ogromny plus. Miejmy nadzieję, że szybko rozejrzy się w środowisku, które jest jednak bardzo hermetyczne i znajdzie nić porozumienia. Być może, jako człowiek spoza futsalowego układu, wyjdzie z inicjatywami, które futsalowej braci nie przychodziły do głowy. Trzymajmy kciuki. Na pewno wyzwań jest sporo. Dla mnie najważniejsze, aby zachowana była, względnie wypracowana została długofalowa wizja polskiego futsalu. Bez tego, po omacku co cztery lata będziemy kopać się w przysłowiowe czoło. Znam ludzi futsalu, Europy oraz świata, z których wielu jest moimi przyjaciółmi, trzymających stery futsalu w swoich narodowych  federacjach przez wiele lat, czy kadencji. A u nas zmiany - co trzy, co cztery lata, a kiedyś nawet częściej. Bez ciągłości programowej, jeżeli już nie ma personalnej, na pewno nie ruszymy z miejsca w dobrym kierunku. Na początek prośba - Panie Przewodniczący, niech pan nie zapomina o tak zwanym futsalowym terenie, bo polski futsal to nie tylko reprezentacje, Futsal Ekstraklasa, ligowe zmagania, mistrzostwa młodzieżowe. W kontaktach z terenem bywało w poprzednich kadencjach różnie. Czas teren docenić. Nie słownie, czy przy okazjonalnych spotkaniach, ale w czynach.  

Andrzej Hendrzak
Czytaj dalej...

Z notatnika dziejopisa

Do Szczecina na mecz Pogoni 04 z Cleareksem jechałem zobaczyć ligowy futsal w osławionej z rekordów, w kategorii liczby kibiców futsalowych, hali sportowej, noszącej biznesową nazwę Azoty Arena. W poprzednim sezonie spotkanie Pogoń 04 Szczecin - Rekord Bielsko Biała oglądało w niej 5000 widzów. Niektórzy mówią, że policzyli i było więcej. Mecz towarzyski futsalu Polska - Rosja zgromadził na widowni także pięć tysięcy fanów halowej piłki. Tym samym pobito rekord rzeszowski sprzed lat, gdzie jeden z turniejów, bodajże z udziałem Serbów, Łotyszy i oczywiście Polaków zgromadził na hali Podpromie 4800 sympatyków futsalu. Piękne to dane i tylko szkoda, że nie na co dzień można opisywać takie ilości widzów na meczach futsalowych w Polsce. Był też taki mecz w Zgierzu z Rosją, o który bardzo zabiegał ówczesny prezes ŁZPN, Edward Potok, na który przyszła ledwie setka kibiców. A łódzkie było wówczas prężnym ośrodkiem futsalowym, bo był w ekstraklasie i Grembach Zgierz, i Hurtap Łęczyca. Wspominam o tym, by zaapelować do organizatorów przyszłorocznych eliminacji ME w futsalu, które odbędą się prawdopodobnie w Elblągu, aby nie lekceważyli problemu widowni, która także jest solą widowiska sportowego. Przygotowując się do szczecińskiego wyjazdu wysłuchałem opowiadań o atrakcjach, jakie każdorazowo organizatorzy fundują kibicom podczas meczów. Wynikało z tego, że Pogoń 04 firmuje mecz jako imprezę rodzinną, przygotowując dla dzieci wiele niespodzianek. Jest prowadzony zorganizowany doping, jak na meczach piłki siatkowej. Są wszelakie promocje i różne marketingowe działania. Sponsorzy z ochotą wspomagają futsalowe imprezy. Zadowolone jest miasto. Będzie atrakcyjnie, głośno, kolorowo. Czyli show. I tak było. Była niezwykła otoczka, której telewizja zaabsorbowana stroną sportową nie pokazuje w swoich transmisjach. A szkoda. Nie jest moim zadaniem opisywanie organizacji widowiska. Jednak, gdyby ktoś chciałby powzorować się, podaję nazwisko Mirka Grycmachera, który jak "mróweczka" uwijał się po hali, aby wszystko zagrało. No cóż, drogi Mirku - oprawa zagrała, ale piłkarze, niestety, nie. Wygrał Clearex. Taki już bywa sport. Nieprzewidywalny i może dlatego taki piękny. Jak kobiety, niemalże.
Gdy piszę te słowa, w środowe południe, w Warszawie obraduje nowy zarząd PZPN. Pośród wielu decyzji, jakie to szanowne gremium podejmie, jest powołanie na nową kadencję przewodniczącego Komisji Futsalu i Piłki Plażowej. Nie mam swojego faworyta, ale - moim zdaniem - powinien zostać przewodniczącym jeden z członków zarządu, który do pracy dobierze sobie ludzi merytorycznie do futsalu oraz piłki plażowej przygotowanych. Sam wiem, jak trudno jest zarządzać, nie będąc stałym członkiem kierowniczego gremium PZPN. Jak trudno trafić ze swoimi racjami. Jak trzeba poszukiwać mentorów w gronie członków zarządu, wiceprezesów. A zarządzanie, kierowanie będąc w tym gronie, to już całkiem inna bajka decyzyjna. I na pewno korzystniejsza dla futsalu. Mam nadzieję, że takie ewentualne rozstrzygnięcia nikogo nie urażą i osoby, którym zależy na futsalu przyjmą to z pokorą, i zadeklarują współpracę. Będąc przy niewymienianych z nazwiskach członkach zarządu, którzy sprawdziliby się w tej Komisji jedynie podpowiem, że odpowiedzialni za powołania powinni zorientować się, gdzie, w jakich regionalnych związkach futsal i piłka plażowa mają silne ośrodki oraz osiągają dobre wyniki sportowe. A nie jest to na pewno zbyt duży wybór. Dla mnie byłoby to głosowanie pomiędzy członkami zarządu z Katowic oraz Łodzi.

Prowadzę nieoficjalną listę zawodników, którzy urzekli mnie swoją grą w telewizyjnych meczach futsalowych. Wstyd pisać, ale jest ciągle niemal biała. Zastanawiałem się nawet, czy to czasem kamera nie okłamuje i nie mam kogo zapisać. A może zbyt wysoko podniosłem poprzeczkę poziomu sportowego. Niemniej, oczekiwania muszą być wysokie, o ile mamy grać w ważnych europejskich - na razie -  imprezach. Po pięciu kolejkach miałem na niej tylko dwa nazwiska. I byli to raczej weterani (Broń Boże - nie piszę tego w negatywnym wymiarze tylko z podziwem) futsalowych parkietów - panowie Groszak oraz Frajtag. Na szczęście mecz Pogoni 04 z Cleareksem Chorzów pozwolił mi dopisać do listy jeszcze jedno nazwisko. Wreszcie młodego futsalowca, ledwie dwudziestoletniego. Brzmi ono - Mikołaj Zastawnik. Wow, chciałoby powiedzieć się, obserwując go w akcji w szczecińskiej Arena Azoty. Z zainteresowaniem poobserwuję jego karierę. Chłopak ma papiery na granie w futsal i całkiem bogatą jak na dwudziestolatka kolekcję trofeów - mistrzostwo Polski U-16, U-18, mistrzostwo Polski oraz Puchar Polski seniorów, miano futsalowego odkrycia sezonu 2014/2015, udział w turnieju eliminacyjnym EURO 2016. A zaczynał w Wiśle Krakbet Kraków, której już nie ma - a szkoda - na futsalowej mapie polskich klubów. Być może jest to ten zawodnik, który poprowadzi za kilka lat nasz polski futsal do "dziesiątki" europejskiej. Gdy już jestem przy futsalowej młodzieży, to zapytam - czy nasze reprezentacje młodzieżowe nie grają zbyt mało meczów międzypaństwowych w roku. Pamiętam, jak poprzedni trener Gerard Juszczak dążył do zmaksymalizowania ilości takich pojedynków. I co by nie mówić, przygotował sporą plejadę młodzieży, którzy z powodzeniem debiutowali, czy debiutują w pierwszej reprezentacji.
Polski ligowy futsal  jest w TVP (też w telegazecie), jest na portalu 90minut.pl, jest w Super Eksprssie, jest w branżowym tygodniku Piłka Nożna (za co dziękuje gorąco redaktorowi Godlewskiemu), jest w katowickim SPORCIE, jest oczywiście na portalu futsal-polska.pl oraz stronie związkowej PZPN. Pewnie mógłbym wymienić jeszcze sporo portali, czy mediów regionalnych, w których zajmuje bardziej lub mniej poczesne miejsce. Jest na stronach internetowych klubów, futsalowych środowisk. I tak mógłbym wymieniać bez końca. Nie bez kozery kilka lat temu "Wyborcza" napisała, że amatorsko w futsal gra w Polsce około 2 miliony ludzi. I jest to potęga, tylko ją należy skanalizować odpowiednio. Podejrzewam, że taką popularnością inne dyscypliny sportowe, zespołowe nie pochwalą się. Dlatego dziwi mnie trochę, że największy polski dziennik sportowy, czyli "Przegląd Sportowy" nie zamieszcza na swoich łamach regularnych informacji o futsalu. A przecież dział piłkarski jest tam rozbudowany do niebotycznych, niemal, rozmiarów. Nie chcę nawet myśleć, że dziennikarze piłkarscy "PS" lekceważą futsal. Rozumiem, że piłka trawiasta jest pochłaniaczem czasu i jest atrakcyjniejsza, ale panowie - na Boga - zróbcie też coś dla idei. Idei piłkarskiej, oczywiście. Przecież futsal jest w strukturach PZPN. Kiedy jeszcze w "PS" pracował nieodżałowany redaktor Krzysztof Bazylow regularnie co wtorek były wyniki, tabelka, krótki opis. Czy tak trudno o kontynuację? W razie czego środowisko futsalowe - mam nadzieję - pomoże panom redaktorom. 

Andrzej Hendrzak
Czytaj dalej...

Z notatnika dziejopisa

Wybory prezesa PZPN przebiegły bez rewelacji. Dotychczasowy prezes, Zbigniew Boniek wygrał w cuglach. Jedyny kontrkandydat, Józef Wojciechowski wyszedł jeszcze przed głosowaniem na prezesa, demonstrując tym niezadowolenie z decyzji delegatów odnośnie sposobu głosowania. Zabiegał o tajne głosowanie bez elektroniki, a stało się inaczej. Prezes Boniek jest już przez futsal sprawdzony i przynajmniej wiadomo w środowisku, czego od niego oczekiwać. Wojciechowski był dla futsalu typową tabula rasa (w wolnym tłumaczeniu niezapisana tablica). Co prawda otrzymał 16 głosów niejako zaocznie, ale nie sadzę, aby w tej szesnastce byli przedstawiciele futsalu polskiego. Dla mnie najciekawsze jest, że delegatów było 118, a na sali zjazdowej zgromadzono prawie 300 osób. Promocja, marketing związkowy działa bezbłędnie. W gronie zaproszonych był i przedstawiciel Spółki FE. Dobrze, że prezes Boniek nie zapomniał o prezesie Karczyńskim. Oby pamiętał przez kolejne cztery lata. Pierwsza kadencja prezesa Bońka to była runda pierwsza. Takie rozpoznanie bojem. Teraz czas na wymierne długofalowe efekty w rundzie drugiej. Boniek jest w dobrej sytuacji, gdyż prawo państwowe nie pozwala mu - na chwilę obecną - na trzecią kadencję, więc powinien zrobić coś więcej, nie patrząc na kolejne wybory. Szczególnie więcej dla tak zwanego terenu, czy dyscyplin - nazwę to niszowych - jak futsal, piłka plażowa, piłka kobieca. Piłkarska Polska "C" oprócz satysfakcji z sukcesów reprezentacji Polski ma nadal niewiele z tej ponad 150 milionowej kasy na koncie PZPN. Podobnie futsal. A może wypadałoby dać po trochę dla związków regionalnych na rozwój futsalu, jak to dzieje się w przypadku piłki kobiecej. A może staniałyby szkolenia trenerskie, bo są dużo za drogie. Panie prezesie, PZPN to nie bank. Proszę więc rozdysponować nieco kasy w teren. Bezodsetkowo, w ramach kolejnych odważnych programów rozwojowych. Na pewno to odpłaci się z nawiązką, entuzjazmem. Tyle o wyborach. Zamknę je dla futsalu krótkim cytatem jednego z Ewangelistów - "Po owocach ich poznacie". Owocami tymi będą personalia nowej Komisji Futsalu i Piłki Plażowej PZPN oraz bieżące działania związkowej władzy wobec futsalu.
Przewodniczący Duraj, a wcześniej przewodniczący Greń, którego pan Bogdan był zastępcą przez lata kadencji 2012-2016, zawiadywali zarówno futsalem, jak i piłką plażową. Takie usytuowanie nastąpiło na przełomie kadencji prezesostwa panów Laty oraz Bońka. PZPN przyjął koncepcję obraną przez UEFA. Nieskromnie muszę przyznać, że brałem udział w PZPN w tworzeniu tej koncepcji i zadowolony jestem, że trwa ona do dzisiaj. Chociaż w założeniu było, iż działacze z piłki plażowej oraz futsalu będą naprzemiennie sprawować funkcje kierownicze i przewodniczący oraz wice będą z obu dyscyplin. Początkowo tak było, ale później Kazimierz swoim zwyczajem zawłaszczył kierownictwo dla futsalu, co kontynuował jego następca. Tak więc "plażowiczom" pozostało tylko działanie w ramach swojej grupy wewnątrz komisji. Nie wiem, czy to ta nierówność ich tak zmotywowała, czy były jakieś inne powody, ale faktem jest, że sportowym wynikiem przebili na koniec kadencji futsalowe reprezentacje. Zakwalifikowali się bowiem do przyszłorocznych mistrzostw świata w Nassau na Bahamach. A ich trener Marcin Stanisławski niedawno dostąpił zaszczytu, jaki nie spotkał dotąd żadnego polskiego trenera piłkarskiego. Został nominowany do tytułu trenera roku światowego Beach Soccera. Oprócz niego w finałowej trójce znaleźli się Narciso z Portugalii (mistrzowie świata) oraz Szwajcar Schirinzi. A najważniejsze jest w tym, że głosowali na nich szkoleniowcy Beach Soccera z całego świata. Tu nie było przypadku. Miałem przyjemność pogratulować trenerowi Stanisławskiemu awansu do finałów podczas futsalowego Superpucharu w Chojnicach. Marcin to też historia futsalu. Były reprezentant Polski futsalu, mistrz Polski, zakochany w futsalu i piłce plażowej. Trudny do zaszufladkowania, indywidualista, często krnąbrny i niepokorny. Ale znakomity technik, zawodnik z wyobraźnią, nie bojący się walki, wreszcie szkoleniowiec i to z oficjalną licencją. Obserwowałem z zainteresowaniem od lat jego karierę i widzę spore podobieństwa do kariery obecnego asystenta trenera Biangi, Błażeja Korczyńskiego. Korczyński przez wiele lat był w ekstraklasie futsalu grającym trenerem. Stanisławski jest nadal. To Stanisławski współtworzył mistrzostwo Polski Gatty. Oby Błażejowi w przyszłości też poszło w reprezentacji futsalu tak dobrze, jak Stanisławskiemu z reprezentacją piłki plażowej. Tego życzę, choć wiem, że w polskim futsalu jest wielu, którzy Korczyńskiego posłaliby w przysłowiowe diabły. W tym tygodniu obaj młodzi trenerzy zmierzyli się w towarzyskich grach z wielkimi zespołami. Futsal przegrał dwa razy z czwartą drużyną świata Portugalią. Plażówka - na moment jak piszę te słowa - nie sprostała wicemistrzowi świata, Haiti oraz kilkunastokrotnemu mistrzowi świata, Brazylii. Ale nie były to porażki upokarzające i w tym widzę cel. Cel na przyszłość. Dlatego mają mój kredyt zaufania. Wierzę im, mimo że często nie było nam po drodze. A może właśnie dlatego im wierzę. Lubię bowiem takich niepokornych, nie przemądrzałych, potrafiących z wewnętrznym przekonaniem przedstawiać swoje racje. A niewiele jest takich merytorycznych osób w środowisku.
Myślę, że sukces trenera Stanisławskiego pozwala, pociągnąć w felietonie nieco dłużej temat trenerów reprezentacji. Polska futsalowa jest ewenementem na skalę światowego futsalu pod względem wymienności trenerów reprezentacji narodowej. Chodzi oczywiście o częstotliwość zmian. Proszę sobie wyobrazić, że od roku 1992 po chwilę obecną prowadziło kadrę seniorską 19 trenerów (w tym dwóch - Latacz i Bianga - po dwa razy).  Obchodzić będziemy niedługo ćwierćwiecze istnienia kadry i mamy na koncie aż 19 trenerów. To jest zatrważająca informacja. Co oni mogli zrobić, gdy średnio nie pracowali nawet półtora roku, a bywało, że w roku było trzech szkoleniowców? Najdłużej z tej plejady pracował Roman Sowiński, bo aż 6 lat. Zaowocowało to ósmym miejscem w finałach mistrzostw Europy w Moskwie w 2001 roku. A tym pierwszym, który grał w finale mistrzowskiej imprezy, na mistrzostwach świata w Hongkongu w roku 1992, był Andrzej Góral. Też ósma lokata. Dzisiaj, kiedy mamy trenerów futsalu z uprawnieniami, taki kontredans nie jest już możliwy. Nie prowadzą kadry ludzie przypadkowi z piłki trawiastej, nominowani po znajomości przez prezesów PZPN, czy przewodniczących komisji futsalu. Nominatami zajmuje się związkowy pion szkoleniowy i niech tak zostanie. Niech nie będzie to forma przetargu - jak drzewiej bywało - pomiędzy prezesami klubów a komisją futsalu. Dlatego liczę, że nie przyjdzie nikomu do głowy w najbliższym czasie powyborczym wymiana duetu Bianga - Korczyński. Niech doświadczenie z agresywną młodością ma szanse na kolejne próby w  powiedzmy cezusie czasowym do roku 2018. Cztery lata pracy, cztery turnieje eliminacyjne, to dobry czas na wykazanie się. Była minister, Barbara Piwnik powiedziała niedawno - "Selekcja do zawodu sędziowskiego (chodzi o sędziów sądów - przyp. AH) powinna wyglądać jak - nie przymierzając - do oddziałów specjalnych w wojsku, a nie jak do robienia doktoratu". Strawestuję to w odniesieniu do trenera kadry. Selekcjonerem nie może być pierwszy lepszy, tylko ten z wizją saper. Bo bycie selekcjonerem to takie quasi samobójstwo. A specjalistów oceniających, czyli tych "doktorów - uzdrowicieli" mamy na pęczki. Tylko nic z tego dla reprezentacji dobrego jakoś od lat nie wynika.

W kolejnym wątku mojej epopei pierwszoligowej zwrócę uwagę na szczupłość kadr drużyn tej klasy rozgrywkowej. Być może dotyczy to tylko tych meczów, które oglądałem, ale i takich przypadków nie powinno być. Sporo drużyn, bo nie nazwę takich tworów klubami, przystępuje do meczów w 7-8, góra 9-osobowym składzie. Dziwnie to wygląda. Nie mnie poszukiwać przyczyn, ale organizator tej ligi powinien się nad tym zastanowić, o ile proceder będzie trwał. Mnie natomiast osobiście cieszy, że w obydwu grupach liderują kluby, które postawiły na typowo futsalowe angażowanie zawodników, czyli Gwiazda Ruda Śląska, Orzeł Futsal Jelcz-Laskowice, AZS UW Warszawa, Mieszko Gniezno. I niech tak pozostanie.

Czytaj dalej...

Z notatnika dziejopisa

Niedawno prezes PZPN, Boniek powiedział - "Jestem osobą uczciwą. Nikt mnie nie będzie uczył etyki i moralności". Przeczytałem to i pomyślałem - Hmm. Jak wielu podepnie się podczas najbliższych wyborów w PZPN pod te Bońkowe słowa. Jak wielu zidentyfikuje się z prezesem, byle tylko załapać się do piłkarskiej władzy. Jak wielu powie tak samo, wcale tego nie czując, byle tylko przypodobać się. Strzeż się pan panie prezesie tych faryzeuszy.  Faryzeuszy nigdzie nie brakuje. Też w futsalu. Niedawno rozmawiałem z pewnym działaczem. Powiem więcej - ważnym działaczem polskiego futsalu, który w oczy nie powiedział złego słowa o mnie, wiele mi obiecywał, ale poza moimi oczami równo mnie obsmarował. A jak wylewnie na przysłowiowego misia witał się, klepiąc solidnie po pleczyskach.  Nie będę mówił tak jak Boniek, ale rzeknę jedno - "Nikt nie będzie mnie uczył futsalu. To co wiem jest moje. I basta." Prezes Boniek w minionej kadencji zrobił dla futsalu sporo. Ale nigdy nie jest tak, że nie można byłoby więcej. Być może nie zrobił więcej przez dziwną inercję futsalowej komisji. Być może za mało naciskała Spółka FE. Tego teraz nie rozstrzygniemy zero-jedynkowo.  Nie wchodźmy w buty nowej komisji, w której - mniemam - znajdą się nowi ludzie, a stery obejmą prężni czterdziestolatkowie. Czterdziestolatkowie z zacięciem menadżerskim. Tak jak to dzieje się w Spółce Futsalowej Ekstraklasy. Dla mnie takim cichym sprawdzianem intencji PZPN będzie zaproszenie na Walne PZPN prezesa Spółki FE. Mam nadzieję, że pan prezes Maciej jako gość weźmie udział w zjeździe związku. Brak zaproszenia ocenię jako policzek dla futsalu ze strony związkowej.
Pewnie jak cała futsalowa Polska z ogromnym zainteresowaniem oczekiwałem na losowanie grup eliminacyjnych futsalowych mistrzostw Europy 2018 roku w Słowenii. Szczególnie, że będziemy organizatorami jednego z turniejów eliminacji. Nie wiem, czym zawiniliśmy dla europejskiego futsalu, że nie chce zafundować nam łatwej grupy. Być może to naruszenie nietykalności sędziego na jednym z turniejów UEFA przez ważną osobę niegdysiejszej komisji tak nam doskwiera. Oczywiście to żart, choć delikatne naruszenie było faktem. W każdym razie w Polsce zobaczymy na turnieju wielką Hiszpanię, chcącą zapewne odrodzić się po nieudanych mistrzostwach świata w Kolumbii. Kolejny rywal, to najsilniejszy zespół drugiego koszyka, zawsze nieobliczalna Serbia. A tym czwartym do futsalowego brydża będzie zespół z obecnych jeszcze maruderów futsalowych, etapu preeliminacji. Jak spadać to z dobrego konia - mówią jeźdźcy. Na dzisiaj trenerzy oraz zawodnicy zapowiadają walkę. I takie nastawienie cieszy. Zawsze powtarzam, że coś ugrać raz jest sukcesem, ale dopiero podtrzymanie wyniku świadczy o klasie teamu. W poprzednich, światowych eliminacjach pokonaliśmy niespodziewanie Rumunów i graliśmy w barażach z Kazachstanem. Gdy w kwietniu 2017 roku powtórzymy wyjście z grupy do barażów, potwierdzimy, że jesteśmy już klasowym zespołem. Inaczej będzie nie tylko niedosyt, ale i pokazanie, iż nadal jesteśmy tradycyjnie zespołem jednego dobrego meczu. A to powoli staje się nudne. Do eliminacji jeszcze sporo czasu. Drogi PZPN-enie, stwórz dobre warunki naszej kadrze do przygotowań. Tylko nie takie jak na zgrupowaniu przed wyjazdowym meczem barażowym w Kazachstanie.

Z zadowoleniem przyjąłem informację, że wreszcie Niemcy zdecydowali się wystartować w eliminacjach. Ciekaw jestem ich występu. Pamiętam jak w roku 2010 rozmawiałem z byłym znakomitym piłkarzem, zdobywcą "Złotej Piłki" France Football, Matthiasem Sammerem, który w tym czasie był dyrektorem sportowym w Federacji Niemieckiej i poniekąd orientował się też w futsalu naszych zachodnich sąsiadów. Sammer powiedział wtedy - "wystartujemy w oficjalnych imprezac,h jak będziemy przygotowani na sicher", czyli w wolnym tłumaczeniu - pewnie, dobrze. Ano zobaczymy – jak jest z ich przygotowaniami i tą niemiecką solidnością - pomyślałem teraz. Będąc przy niemieckim futsalu należy wspomnieć, iż 27 marca 2011 roku nasza futsalowa reprezentacja rozegrała nieoficjalny mecz z Niemcami w Cottbus. Wygraliśmy 4:0. Było to pierwsze zwycięstwo jakiejkolwiek polskiej seniorskiej reprezentacji piłkarskiej nad Niemcami. Team Nawałki wygrał kilka lat później. W tym meczu przepięknym uderzeniem golowym popisał się nasz "brazylijski Polak", Cleverson Pelc, obecnie zawodnik ekstraklasowego Torunia. Oprócz jego dwóch goli, do bramki Niemców trafiali jeszcze Krawczyk oraz Budniak. Dzisiaj żaden z nich "nie wącha" już kadry. Czy nie za szybko miele ten nasz kalejdoskop kadrowy? Ale o tym, jak i innych personaliach w kolejnych felietonach. Przy okazji tego niemieckiego wątku wspomnę drobną ciekawostkę. Otóż, ten mecz z Niemcami był kontraktowany w lutym 2011 roku, między innymi też przeze mnie, przy okazji losowania grup polsko-ukraińskiego EURO 2012. Niemcy wyrazili chęć rozegrania meczu w trakcie dyskusji o współpracy polskiego i niemieckiego związku piłkarskiego. Mecz był niejako w pakiecie z meczem towarzyskim reprezentacji narodowych na trawie, który odbył się - bodajże we wrześniu 2011 - w Gdańsku (wynik 2:2).
Ligowy pojedynek ekstraklasy futsalu najbardziej rozpoznawalnej w Polsce drużyny futsalowej, czyli Cleareksu Chorzów z Rekordem Bielsko Biała oglądałem w międzynarodowym towarzystwie na terenie "księstwa arłamowskiego". Tej nazwy używam w odniesieniu do szerzej poznanego przez sportową Polskę związanego z przygotowaniami naszej reprezentacji do francuskiego EURO, Arłamowa i okolic już od ponad 40 lat. Zapyta ktoś, dlaczego Clearex uważam za najbardziej rozpoznawalny. Odpowiedź jest prosta. Gdziekolwiek w Polsce rzucam słowo futsal, od razu większość moich rozmówców odpowiada - "Clearex". Daj Boże, żeby inne kluby futsalowe dorobiły się takiej rozpoznawalności. Wówczas i telewizja nie musiałaby być panaceum na wszelkie dolegliwości tej halowej odmiany kopanej piłeczki. Niestety, 0:9 z Rekordem pokazało, że niegdysiejsza forma sportowa tego klubu to już historia, chociaż na listopadowe gry kontrolne z Portugalią trenerzy Bianga oraz Korczyński powołali aż trzech zawodników z Chorzowa. Niemniej, z kronik futsalu pana Wolnego i jego futsalowej "cleareksowej religii" nikt nie wykreśli. Nawet najbardziej mażącą gumką. Z mnogości goli wszyscy oglądający jednogłośnie wybraliśmy na numer jeden woleja Janowskiego. Czystość uderzenia, złożenie do strzału pokazują wielką klasę grającego w Rekordzie Czecha. Gol był przepiękny, ale nawet jego uroda nie była w stanie mnie tak zszokować, jak wtorkowy, poranny magazyn sportowy w ogólnopolskiej telewizji regionalnej TVP. Czy wyobrażacie sobie, że informacje o meczu Clearex - Rekord były podawane wcześniej, niż wynik meczu Radwańskiej z Kuzniecową w tenisowym finale masters WTA w Singapurze? Nie wspomnę o innych ligowych wydarzeniach z hal oraz trawiastych boisk, które także musiały ustąpić palmy pierwszeństwa futsalowi. Oj, dzieje się. Oj, dzieje. A bywały takie momenty, i to w tym samym Chorzowie, kiedy około dekady temu TVP musiała jak niepyszna odjeżdżać z wozami spod chorzowskiej hali, bo naraz pojawił się człowiek z papierem pokazującym, że on ma prawa do transmisji podpisane przez PZPN. Na szczęście obecnie wszystko w rękach Spółki. I niech tak pozostanie.

Czytaj dalej...

Z notatnika dziejopisa

Po ubiegłotygodniowej decyzji UEFA o rozegraniu meczu Ligi Mistrzów Legia Warszawa - Real Madryt bez udziału publiczności, zapewne należę do tych nielicznych stołecznych szczęśliwców, którzy mieli w tym roku okazję zobaczyć mistrzowski mecz Realu w LM na żywo. A zdarzyło się to w kwietniu w Wolfsburgu. Jednak po raz pierwszy na żywo mecz Realu oglądałem 40 lat temu. Było to w Mielcu, kiedy to w obecności 40 tysięcy widzów w meczu rozgrywek mistrzów krajowych pod nazwą Puchar Europy, Królewscy pokonali Stal Mielec 2:1. W tamtych latach Kazimierz Deyna - wielki piłkarz reprezentacji Polski oraz warszawskiej Legii mówił, że do Mielca jedzie się grać za stodołę. Czy obecnie tak samo nie może powiedzieć Real, gdy przyjeżdża do stolicy dużego, cywilizowanego państwa i też gra jakby za stodołą, bo przy pustych trybunach. Prezes Boniek odnosząc się do porażki Legii z Borussią aż 0:6 mówił - "Zawsze mówiłem, że chcemy mieć więcej niż mamy. Sami pchaliśmy się na afisz. Legia cieszyła się z finansowych zysków, jakie przyniosą występy w Lidze Mistrzów. Ale czy zespół stać na granie z najlepszymi jak równy z równym? Miałem co do tego wielkie wątpliwości". Prezes pewnie odnosił się w tych słowach do strony sportowej. Ja odniosę te słowa do całości wydarzeń tamtego dnia na stadionie przy Łazienkowskiej. Nie mnie wnikać w przyczyny tego stanu rzeczy, ale chciałbym to zadedykować jako przestrogę dla klubów futsalowych. Nie wystarczy, bowiem, mieć dobry zespół i osiągać jakie takie wyniki sportowe. Wizerunek klubowy, a co za tym idzie przychylność sponsorów kształtuje jeszcze wiele innych czynników, w tym bardzo ważne organizacyjne. I też kibice.
Nim przejdę do futsalu, jeszcze na moment zatrzymam się przy aferze alkoholowej w polskiej reprezentacji piłki trawiastej. Na boiskach od klasy okręgowej w dół jest obiegowo przytaczane takie powiedzenie - "Nie ma futbolu bez alkoholu". Okazuje się, że także na najwyższym poziomie problem ten jest znany. Zdziwiło mnie to bardzo, gdyż na prawo i lewo dziennikarze oznajmiali, iż kadra jest pod kontrolą, a trener Nawałka panuje nad wszystkim. W tym kontekście dziwne to panowanie. Raczej niewiedza albo udawanie, że wszystko jest OK. Jeszcze bardziej zdziwiło mnie, że problem nagłośniły media, a nie wykrył go skrupulatny nadzwyczaj pod rządami prezesa Bońka, PZPN. No cóż, jak to mówią, bywalcy zaułków oraz zakamarków - "pod latarnią jest najciemniej". Aby nie było, że futsal jest wolny od napojowych wyskoków wspomnę turniej eliminacyjny mistrzostw Europy w futsalu, który w roku 2011 odbywał się w Bielsku Białej. Tam też jeden z najwybitniejszych europejskich futsalowców zatruł się jakimś napojem i trochę nabru(ź)dził, ale na drugi dzień grał jak z nut i do dzisiaj bryluje na światowych parkietach. Widać z tego pić też trzeba umieć. A, i Polska reprezentacja futsalowa wracała raz z meczów w Anglii trochę osłabiona. I działo się to pod okiem nadzwyczaj wrażliwego na "sytuacje napojowe" przewodniczącego Kazimierza.

Do Wieliczki na mecz ekstraklasy, beniaminka MKF Solne Miasto Wieliczka (dawny MKF Grajów) z Piastem Gliwice jechałem z dużym sentymentem. W tamtejszym pięknym kompleksie sportowym dwukrotnie za moich komisyjnych czasów grała reprezentacja Polski. Tam, a dokładnie w niedalekim Grajowie, działają prawie od zawsze przy futsalu bracia Gromalowie. Z jednym z nich, Krzysztofem, odbyłem przez lata minione wiele dyskusji o futsalu. Były to rozmowy nie zawsze spokojne, czy miłe, ale przeważnie rzeczowe. I wiedziałem po nich jedno - ci ludzie mają futsal po lewej stronie ciała. On jest ich życiem. Dlatego bardzo ucieszyłem się, że po kilkunastu latach istnienia sekcji futsalowej, po kilku latach "wędrówek" na linii I - II liga, wreszcie Grajowianie wstąpili na ekstraklasowe salony. I niech tak już zostanie. Jeszcze po drodze zdobywali tytuły oraz medale młodzieżowych mistrzów Polski. Sam mecz nie powalał poziomem sportowym. Niemniej, każdemu działaczowi futsalowemu w Polsce polecam profesjonalne podejście panów Artura oraz Krzysztofa Gromalów do organizacyjnych obowiązków gospodarza. Kiedy telewizja zażyczyła sobie, aby wykonać podest dla kamer po przeciwnej stronie trybuny, bez zbędnych komentarzy został wykonany. Jak mówili mi ludzie z Komisji Ligi nie było zbędnych pytań, czy zdziwień, że coś wymaga się. I podeprę się jeszcze niezależną opinią osoby, która jako biznesmen kocha futsal. Siedząc niedaleko mnie na widowni po meczu powiedział - "Wie pan, byłem na meczach w Toruniu, Pniewach, ale jak miałbym zainwestować pieniądze w klub, to tutaj w Wieliczce". Kolejnym pozytywem, o którym warto wspomnieć, to familijna atmosfera w zespole, gdzie łączą się zawodnicy stricte futsalowi z zawodnikami, którzy posmakowali już nawet trawiastej ekstraklasy, czy I ligi (przykładowo Cebula, Jeleń, Skórski). I do tego trener, Krzysztof Kusia. Krzyśka znam już ponad dekadę. Zawsze miałem o jego profesjonalizmie jak najlepsze zdanie. Zresztą cenię go nie tylko jako - kiedyś zawodnika, teraz trenera, ale ogólnie - jako człowieka. Człowieka z autorytetem i to nie tylko futsalowym. Niejednokrotnie, bywało, w reprezentacji gasił pożary. Z jego zdaniem liczyła się drużyna, działacze, szkoleniowcy. Trzymam kciuki, Krzysztofie.
Czwarta kolejka ekstraklasy nie przyniosła sensacyjnych rozstrzygnięć. O ile ktoś za takie uznaje remis Cleareksu w Głogowie, to nie zna historii trenera Euromestera, Tomasza Trznadla, który występując jako zawodnik, czy trener przeciwko chorzowianom z zasady nie przegrywa. A pierwszy raz spotkali się już gdzieś około 20 lat temu, gdy obecny szkoleniowiec Euromastera kopał futsalówkę w Impelu Głogów. Czyżby pan Tomasz znał receptę na Clearex? W każdym razie punkcik na koncie głogowian zawsze wygląda lepiej niż zero. Nie sądzę, aby mecze telewizyjne ekstraklasy futsalu w niedzielne popołudnie były dobrym pomysłem. W tych samych godzinach w telewizji była Nieciecza z Jagiellonią w piłkarskiej ekstraklasie, siatkarze Lotosu z ZAKS-ą, a także trzecioligowe derby Łodzi pomiędzy ŁKS-em i Widzewem. Najlepiej niech Spółka trzyma się poniedziałku i przyzwyczaja do terminu kibiców futsalu, i cały ludek telewizyjny. Idzie zima i w tym dniu po południu odpadnie przynajmniej piłka trawiasta. Patrząc na tabelę zaryzykuję i napiszę, że Rekord oraz Gatta uciekły już peletonowi i używając terminologii kolarskiej dowiozą swoją przewagę do mety.

Kolejnego pierwszoligowego meczu nie rozegrały Futsal Team Brzeg oraz Słoneczny Stok Białystok.  Jakieś kulawe są te rozgrywki. Nie znam przyczyn, ale głośno pomyślę, aby rozbudzić myślenie czytelników w tej materii. Czy przypadkiem powodem nie są nakładające się terminy meczów piłki trawiastej, w których wielu zawodników klubów futsalowych I ligi bierze jeszcze udział - co najmniej - do połowy listopada. Jeżeli tak byłoby, to marne jest to zaplecze ekstraklasy. Może po wyborach nowa Komisja Futsalu to przemyśli. A jak już jestem przy wyborach w PZPN, to rzucę jeden niezwykle gorący temat, który krąży po środowisku. Nic bowiem tak bardzo nie rozpala wyobraźni, jak personalia. Wiem to z autopsji. Otóż obiegła środowisko wieść, że ktoś z grona piłki plażowej może w nowej kadencji pokierować wspólną PEZETPEENOWSKĄ Komisją Futsalu i Piłki Plażowej. Biorąc pod uwagę wyniki sportowe - rzeczywiście plażowicze mają przewagę. Biorąc pod uwagę masowość dyscypliny, systemy rozgrywek - zdecydowanie góruje futsal. A może ktoś ważny wpadł na pomysł, aby rotacyjnie co cztery lata obsadzać to stanowisko. Na chwilę obecną "plażówka" chyba nie ma nawet autonomicznego delegata na Walne Zebranie PZPN. Przypominam, wybory 28 października. Benjamin Disraeli, polityk brytyjski napisał ponad wiek temu - "Światem rządzą zupełnie inni ludzie niż to sobie wyobrażają ci, którzy nie należą do kręgu wtajemniczonych". Świat, to i nasza polska piłka. Mam jednak nadzieję, że polski futsal nie obudzi się po tych październikowych wyborach z ręką w przysłowiowym nocniku.

Andrzej Hendrzak
Czytaj dalej...

Z notatnika dziejopisa

Po poprzednim felietonie miałem telefon od pana Józefa, zasłużonego działacza piłki halowej lat dziewięćdziesiątych XX wieku. Powiedział - "Dziękuje ci Andrzeju, że wspomniałeś o tych, dla niektórych, już zamierzchłych czasach naszej halówki. Mało jest działaczy w teraźniejszym futsalu, którzy owe początki pamiętają. A było trudno, ale i śmiesznie, niemniej jednak przyjacielsko. Całkiem inaczej niż teraz. Nie napinaliśmy się na wynik. Ot, była to rywalizacja z wolą zabawy. Jak to u prawdziwych pionierów bywa. I napisz, że blisko jubileusz 25-lecia polskiego futsalu. Może ktoś pofatyguje się i zrobi jakieś obchody". Obiecałem przyjacielu, że o tym napiszę i to robię na poczesnym miejscu kolejnego felietonu. Tylko, kto miałby to zrobić - zastanawiam się. W PZPN raczej głowy do małej piłki nie mają. Komisja boryka się z innymi problemami i tak po prawdzie nie ma co świętować. Zresztą na chwilę obecną mają pewnie ważniejsze sprawy - choćby jak załapać się do nowej komisji po powyborczym rozdaniu z 28 października. Może więc ekstraklasa z niektórymi ojcami założycielami polskiego futsalu sprzed lat. Ogólnie biorąc Śląskiem, Podbeskiedziem, Zagłębiem oraz Opolszczyzną czele. Jak to mówią Rosjanie - pożiwjom, uwidim. Temat, obiecany przyjacielowi, rzuciłem i poczekam na odzew.
Wolność jest moim zdaniem takim przejawem, który umożliwia wychodzenie z miejsc, które nie są lubiane. Wychodzenie, kiedy chce się i jak chce się. Dlatego w 80. minucie opuściłem we wtorek Stadion Narodowy, bo miałem dość robienia ze mnie idioty przez kilkadziesiąt milionów PLN w postaci polskich piłkarzy biegających bez składu i ładu po nienajlepszej tego dnia murawie w meczu z Armenią. Z tej grupy PLN, czyli polskich złotych wyłączam Lewandowskiego, bo - moim zdaniem - jemu jednemu tak naprawdę się chciało. Pal licho te dwie stóweczki, które wyłożyłem, aby zasiąść w tym magicznym dla piłkarskiej Polski miejscu (przynajmniej zobaczyłem w jednej lokalizacji sporo pięknych kobiet. Oj ładne są te Polki. Oj cudowne), ale nie zdzierżę, gdy ktoś robi ze mnie idiotę i nie przykłada się należycie do wykonywanej roboty. Tego dnia na Narodowym przekonałem się też, iż pan Nawałka wcale nie jest cudotwórcą, jak opisywały go niektóre media. Co gorsze, zobaczyłem, że ubywa z kadry dwóch zawodników i nie ma reprezentacji. Panie prezesie Boniek, proponuję pielgrzymkę do Częstochowy z jakimś votum oraz prośbą, aby "Lewego" omijały kontuzje. Powyższy passus chyba wyjaśnia sympatykom futsalu, dlaczego reprezentacja futsalowa nie może przebrnąć pewnego poziomu. Po prostu, żaden nasz futsalista nie gra w dobrym klubie poza Polską i ma braki wolicjonalne albo techniczne. Futsalowego Lewandowskiego nie widać nawet w najodleglejszej perspektywie. A, i nasze kluby nawet "nie wąchają" od lat trwającej obecnie klubowej main round UEFA Futsal Cup. Jest takie powiedzenie - tak krawiec kraje, jak materiału staje. Nie oczekujmy więc zbyt nachalnie, że trenerzy Bianga oraz Korczyński przeskoczą pewne etapy. I tak robią więcej, niż to wygląda po pobieżnej analizie umiejętności zawodników. Jeżeli ktoś w tej materii ma inne zdanie, to jest najzwyczajniej ignorantem. Aha, jeszcze pragnę dodać, że paradoksalnie gol Roberta może przejść do historii jako jedna z najważniejszych jego bramek w karierze reprezentacyjnej. A za rok może okazać się, że nawet jest najważniejszą.

Po tej jubileuszowo-trawiastej części przejdźmy do bieżących futsalowych wydarzeń. Tym razem Pniewy dostąpiły zaszczytu przywitania z futsalową telewizją publiczną, która misyjnie nadaje futsal. I robi to coraz lepiej, mimo iż nie zawsze ma sale, hale temu sprzyjające. Pniewski mecz atrakcyjnością przypadł mi do gustu. Po raz pierwszy na misyjnym ekranie telewidzowie zobaczyli przedłużone rzuty karne i to wykonywane wcale nie z oznaczonego punktu, co wzbudzało konsternację przed ekranami, ale i pokazywało, ile do zrobienia dla wyjaśniania zawiłości futsalowej gry dla przeciętnego polskiego Kowalskiego mają komentatorzy tej dyscypliny. Muszę powiedzieć, że drugi gol Łukasza Frajtaga był najprzedniejszej urody. Panie Łukaszu, proszę o kolejne takie cudeńka. Natomiast, nie zauroczyli mnie kadrowicze reprezentacyjni, może poza Foltynem, z obydwu zespołów. Ale widocznie moja wyobraźnia jest mniejsza niż trenerów Biangi oraz Korczyńskiego. I niech tak pozostanie dla dobra polskiego futsalu. Szkoda, że spiker nie przedstawił widzom Pawła Wojtali, byłego reprezentacyjnego piłkarza naszej trawiastej kopanej, a od niedawna prezesa Wielkopolskiego Związku Piłki Nożnej. Osobiście nie przypominam sobie, aby prezesi wojewódzkich ZPN  tak gremialnie drzwiami oraz oknami chadzali na futsalowe mecze ligowe. Co najwyżej, jak jest mecz reprezentacji, to wtedy ogrzeją się przy futsalu. Prawda, panie przewodniczący Bogdanie. Wypadałoby też zgromadzonej, aż w nadmiarze, rozkochanej w futsalu publiczności pniewskiej przedstawić prezesa Spółki, Macieja Karczyńskiego. Zawsze twierdzę, że w takich sytuacjach lepiej powiedzieć więcej, niż za mało. Niemniej, organizacyjnie piąteczka.

Ruszyła I liga futsalowa - 23 zespoły, w pierwszych dwóch kolejkach aż 4 mecze przełożone. W porównaniu z poprzednim sezonem jest o jeden zespół mniej. Było nie było jest to ważne zaplecze dla ekstraklasy, choć trochę zbyt liczne, aby stabilizować poziom do najlepszych drużyn kraju. Dlatego z zaciekawieniem poobserwuję wyniki ekstraklasowych beniaminków. Jak na razie wyżej w tabeli jest Gdański AZS, chociaż w bezpośrednim boju Solna Wieliczka była lepsza. Mnie osobiście cieszy, że Wieliczka znalazła się w najwyższej klasie rozgrywkowej, gdyż reprezentuje region krakowski, gdzie tradycje futsalowe są spore, a po różnych perypetiach Baustalu, Kupczyka, czy Wisły nie było, bodajże, przez miniony sezon drużyny tego regionu w ekstraklasie. Dobrze, że wrócił Gdańsk. Tylko proszę, panowie piłkarze AZS – niech nie będzie to na zasadzie przysłowiowej "wańki-wstańki", czyli wchodzimy, spadamy, znowu wchodzimy. Czas na stabilizację, aby futsal wzmocnił się na dłużej na północy Polski. Zdaję sobie sprawę, że w I lidze jest o wiele trudniej niż w ekstraklasie. Mniej kasy. Nie ma stałego medium. O wizerunek trzeba dbać samemu, nie tak jak w Spółce Futsal Ekstraklasa. Nie wierzę bowiem, aby zadbał o te sprawy związek centralny, czy regionalny. Komisja Futsalu w zasadzie, jako główne i słusznie, realizuje inne swoje zadania, przeważnie dotyczące reprezentacji narodowych, czy młodzieżowych mistrzostw Polski. Niedawno jeden z działaczy klubowych I ligi podczas dyskusji rzucił tak niezobowiązująco - może panowie byśmy też powołali sobie takie stowarzyszenie, jak ma I liga na trawie. Coś w tym jest. Pamiętam jak w 2010 roku Szymon Czeczko proponował objęcie przez Spółkę Ekstraklasa patronatem rozgrywkowym kluby I ligi. Wtedy było ich mniej i pewnie byłoby łatwiej przejąć prowadzenie rozgrywek, ale związek centralny był przeciwny. Teraz przy tej ilości zespołów byłoby trudniej o taką wolę. A, i pewnie atmosfera w PZPN ku temu jest nadal niesprzyjająca.
Zawsze powtarzałem, że kto chce być sędzią w sporcie, musi być albo gruboskórny w odbiorze wrażeń zewnętrznych, albo nie myć uszu przed meczem. Starożytni powiadali - "Nullus videtur dolo facere, qui suo iure utitur - nie uważa się, aby postępował nieuczciwie ten, kto wykonuje swoje uprawnienie." Ja tę maksymę zawsze mam przed oczami, gdy słyszę narzekanie na sędziowanie. Dlatego nieprzyjemne, krytyczne okrzyki pniewskiej widowni wydają mi się mocno nieuprawnione. Zawsze powtarzałem i będę to czynił nadal. Sędzia to tylko człowiek i pomylić może się. Najgorsze jest, kiedy myli się z premedytacją. To jest niewybaczalne. A takich momentów w pniewskiej hali tego poniedziałkowego wieczora - według mnie - nie było. Bywając na meczach futsalowych odnoszę wrażenie, że to właśnie sędziowie zrobili największy postęp w minionych 2-3 latach. Zresztą mam na to namacalny dowód. Tylko sędziowie z grona polskiego futsalu od lat regularnie uczestniczą w finałach międzynarodowych imprez, co nie jest przywilejem ani reprezentacji ani klubów. Akurat, gdy piszę te słowa sędzia Frąk wyjeżdża na turniej futsalowej ligi mistrzów do Serbii. I pomyśleć, że piszę to ja, który - jak to określają znajomi ze sfer futsalu - jestem ustawiony do sędziów jak pies do przysłowiowego jeża. Zapewne spory wpływ na sędziowski postęp miało wyalienowanie się ich spod władczej ręki komisji futsalu i przejęcie pod opiekuńcze skrzydła przez Kolegium Sędziów PZPN. Tak zresztą już było w latach 2009-2012, ale później na chwilę ponownie komuś tam w futsalu zachciało się "ręcznego sterowania" sędziami. Jest takie popularne powiedzenie - Jeszcze się taki nie narodził, co by każdemu dogodził. I tak pozostanie w relacji sędzia - zawodnik - kibic - działacz - trener. Zawsze najlepiej zwalić winę za niepowodzenie na tego obcego - czytaj sędziego. A my Polacy wobec obcych, inaczej myślących albo nie wspierających naszych prawd - rzekomo oczywistych - jesteśmy szczególnie wyczuleni.

Andrzej Hendrzak
Czytaj dalej...

Z notatnika dziejopisa

Niedawno minęło trzy lata jak zaprzestałem pisania felietonów o futsalu. I pewnie tak zostałoby, gdyby nie informacja, że TVP Sport transmituje mecze ekstraklasy futsalu. Oho, pomyślałem, wreszcie poważna telewizja weszła na dłużej do środowiska. Czyli idzie ku lepszemu. Aby przekonać się o tym naocznie wybrałem się na mecz do Gliwic. Zresztą gliwicki futsal zawsze darzyłem sentymentem, gdyż to zawodnik z gliwickiej Sośnicy jeszcze w roku 1992 pierwszy raz dał mi szanse na zainteresowanie się tą dyscypliną. Wiesław Lipka - tak nazywał się ten piłkarz, grający w klubie wschodniej Polski, któremu w tamtym czasie prezesowałem - pojechał z reprezentacją Polski pod wodzą Michała Listkiewicza na finały mistrzostw świata w Hongkongu w 1992 roku. Do dzisiaj są to jedyne mistrzowskie, światowe finały z udziałem Polaków.  PZPN był bardzo wówczas wdzięczny, że pozwoliłem piłkarzowi pojechać, mimo iż sezon trawiastej kopanej trwał w pełni, a Wiesiek wraz z niedawnym prezesem Piasta Gliwice, Adamem Sarkowiczem był królem środka pola mojej klubowej drużyny. To tyle tytułem uzasadnienia nazwy rubryki - Z notatnika DZIEJOPISA. Zresztą dykteryjek oraz futsalowych historyjek, nie tylko współczesnych, nie zabraknie. Solennie obiecuję. Zawiodę tym samym wszystkich oczekujących opisów meczów, rzetelnych ocen, typowań piłkarzy kolejki i różnych podobnych rzeczy.  Niech to robią inni. Prawem, albo inaczej przywilejem felietonisty nie jest bowiem poszukiwanie prawdy obowiązującej bezpośrednio. Ale też nie należy poszukiwać w formie felietonu nieprawdy. Z zasady więc czytając go trzeba nieco inaczej rozumować.
Wracając do mojego wyjazdu do Gliwic. Przy okazji dziękuję za ładne fotki, które gdzieniegdzie w Internecie już ukazały się. I od razu uspokajam tych, którzy komentują pisząc, że wraca stare. Oświadczam, że na żadne prezesowskie, centralne stołki futsalowe już nie wybieram się, więc cieszcie się (nie)przyjaciele.  Otóż pierwsza rzecz, która mnie po latach w Gliwicach zaskoczyła to organizacja. Całkowita piątka i plus na dodatek. I nie oceniam tak dlatego, że napiłem się herbaty, zjadłem przepyszne ciasteczko, czy popróbowałem śląskiego żurku. Było profesjonalnie, telewizyjnie, z przytupem - rzekłbym. Bez opóźnień, niedomówień, każdy z organizatorów znał swoje obowiązki i wykonywał je wzorowo. Były migające ledowe reklamy, pełne trybuny publiczności, ważne osoby w gronie VIP-ów. A wszystko koordynowała przesympatyczna blondynka - pani Ewa. Brawo, brawo, brawo. Jak tak jest wszędzie, to tylko pogratulować nowemu prezesowi Futsal Ekstraklasy, Maciejowi Karczyńskiemu. Jednak nie będę chwalił Spółkowego dnia przed zachodem słońca i poczekam przynajmniej jeszcze z cztery kolejki. Sam mecz sportowo też był interesujący. Zmieniające się akcje, sporo strzałów, kadrowicze byli i obecni na parkiecie. Piękne parady bramkarzy z niesamowitym - jak przed laty - Groszakiem. Była i słynna "golowa", lewa nóżka Milewskiego, ale i piękny strzał w samo okienko bramki  strzeżonej przez popularnego "Słowika", Ukraińca Tarasowicza. UFF, wystarczy. Za dużo przechwalania też niedobrze. Gdyby jeszcze w przerwach kibicom zaprezentowały się czirliderki, a na trybunie powiało parę kibicowskich flag, byłoby całkiem na szkolną szóstkę.

Po tym co napisałem wydawałoby się, że polski futsal dzięki Spółce ekstraklasowej osiągnął całkowite wyżyny. Niestety, tak nie jest. Już na pierwszy rzut oka zauważyłem, iż knujących nadal nie brakuje. Niektórzy pewnie mają to w genach na zawsze. Środowisko wymaga dużo, jest niecierpliwe i jakoś mało chętne do dania od siebie więcej niż trzeba. Reprezentacje tradycyjnie grają w kartkę i pewnie sami trenerzy nie wiedzą, kiedy wygrają, a kiedy przegrają. Zawiść nadal żwawo krząta się wokół parkietów. Rozumiem, bo doświadczyłem tego na sobie w czasie futsalowej działalności, że najłatwiej jest uderzać , w prezesa, trenera, decydenta. Najlepiej robić to po cichu, za plecami, hejtowaniem. Jakże trudno prosto w oczy. Niemniej z satysfakcją zauważyłem, że nadal są prezesi, dla których futsal jest życiem. Cieszy mnie, że pan Wolny, pan Szymura, pan Dąbrowski  nie poddają się trudnościom i kolejne lata walczą o jak najlepszy wizerunek polskiego futsalu. Mniemam, że ich śladem pójdą inni, choćby pan Jenczmionka gliwickiego Piasta. Na deser zostawiłem pana Karczyńskiego. Pamiętam go dobrze z czasów gdy tworzył Pogoń 04 Szczecin. Dzisiaj, to wiodący klub futsalowej ekstraklasy, ale kierują już nim inni, którzy dojrzewali przy Macieju. On wziął się za bary ze Spółkową rzeczywistością. Jest to naturalna droga dla prezesa klubu. Spółka działa już siódmy rok. Pan Karczyński jest jej czwartym prezesem. Najwyższy czas, aby wyszła z opłotków. Poprzednik, pan Szymura, wyprowadził ją z "młodzieńczego" zakrętu. Teraz czas na dojrzewanie. Pokibicujemy, panie Macieju.
W drodze powrotnej z Gliwic przypomniałem sobie przeczytane niedawno słowa pewnego hierarchy, które brzmią "Nie jest dobrze, kiedy własne błędy chcemy zwalić na cudze plecy i domagamy się, by ktoś inny poniósł odpowiedzialność". Proponuję więc, aby każdy jeszcze teraz na początku sezonu zrobił sobie taki futsalowy rachunek sumienia. Jako autor felietonu już to zrobiłem. Proszę więc o zapanowanie nad emocjami, ambicjami, egoizmem. A na pewno przyda się to naszemu futsalowi.

Andrzej Hendrzak
Czytaj dalej...
Subskrybuj to źródło RSS