Z notatnika dziejopisa
- Dział: Felietony
Nigdy nie ukrywałem, że bliska jest mi tradycja kresowo-galicyjska. Z tamtych stron wywodzili się moi dziadowie. Dziadek, pod-lwowski Galicjanin wpajał mi od młodości powiedzenie - klucz na wszelkie okazje. Brzmi ono - ES HAT MIR SEHR GEFREUR, tłumacząc na polski - bardzo mnie to cieszy. Przyznaję, zapomniałem o nim, ale niedawno wróciło do mojego słownictwa w związku z ogromem pytań o polski futsal, jego kondycję. Wielu moich rozmówców, może nawet i czytelników, oczekuje ode mnie krytyki. A najlepiej, by była to krytyka ich przeciwników, czasami wrogów. Czyżby chcieliby moim piórem prezentować na łamach swoje poglądy. Nic z tego - moi drodzy. Huśtajcie się sami ze swoimi teoriami. Ja podeprę się cesarzem Franciszkiem Józefem i powiem to swoje "es hat mir sehr gefreur".
Zduńska Wola kojarzy mi się z trzema rzeczami. Po pierwsze, jest miastem rodzinnym klanu aktorskiego Królikowskich. Po drugie, jest tam firma, o której moja żona mówi z szacunkiem, gdyż produkuje znakomitą damską bieliznę. Po trzecie, w tym mieście ma swoją siedzibę futsalowy mistrz Polski - Gatta Active. Mając za niedalekiego sąsiada jednego z Królikowskich i widząc codziennie u żony pończochy Gatty musiałem, chcąc nie chcąc, dopełnić trzeciego ze skojarzeń i pojechać wreszcie na mecz mistrza w jego macierzystej hali. Wstyd przyznać, ale nie odwiedziłem Zduńskiej Woli, ani w czasie szefowanie polskiemu futsalowi, ani wcześniej czy później, mimo iż bywałem często w pobliskim lotniczym Łasku. Mając w głowie powiedzenie "lepiej późno niż wcale", wybrałem się do Zduńskiej Woli na mecz z Cleareksem Chorzów. Przed wyjazdem nasłuchałem się od różnych "życzliwych" - hala mała, organizacja nie za dobra, kibice niesforni. Przyznam, że trochę byłem tym zmieszany, tym bardziej, że mecz był z kategorii telewizyjnych live. Ale co tam - pomyślałem. Kto przeżył jako delegat ds. bezpieczeństwa PZPN kilka lat temu mecz Górnika Zabrze z Widzewem Łódź, gdzie polewaczki policyjne strumieniami wody gasiły rozentuzjazmowane głowy kibiców, gdzie było strzelanie policji do pseudokibiców, walka na kostki brukowe oraz latające toi-toie, zdemolowana część Zabrza i ponad dwudziestu lżej oraz bardziej rannych, nie powinien przejmować się. Ale z drugiej strony widziałem dwa dni wcześniej rozgrywki młodzieżowe organizowane pod auspicjami PZPN, podczas których gospodarze jakoś nie za bardzo przejęli się, gdy na halę wkroczyła grupka nieco "wczorajszych" kibiców i próbowała narzucić swoje obyczaje zabawowe. Dopiero stanowcza reakcja sędziego wymusiła interwencję. Jedna nie tak to powinno wyglądać - panowie organizatorzy tego turnieju. Nie taka kolejność działania. Szczególnie, gdy grają dzieci, trzeba sprężać się o porządek. Futsal Ekstraklasa wysyła na tak zwane mecze telewizyjne swoich przedstawicieli, aby wspomagali oraz koordynowali współpracę na linii klub - TVP, a także Spółka - TVP. Przy okazji zbierają doświadczenie dla Spółki, jak w przyszłości lepiej sprzedać produkt o nazwie "mecz telewizyjny". Nie jest sztuką zorganizować imprezę, mając wszelkie atuty w ręku, ale sztuką jest wykonać zlecone zadania mając tych atutów mniej. I to organizatorom Gatty udało się w meczu z Cleareksem. Jest takie mądre polskie przysłowie - "tak krawiec kraje jak materiału staje". W Zduńskiej Woli skroili minionego poniedziałku całkiem niezłe widowisko. I to skroili dla wybrednej publiki, bo na trybunach zasiedli - i przewodniczący Komisji Futsalu PZPN, i prezes zarządu Spółki Futsal Ekstraklasy, i politycy, i samorządowcy, i biznesmani, i działacze sportowi innych dyscyplin halowych, i przedstawiciele Łódzkiego ZPN. Aby dodać swoistego smaczku imprezie, nad całością czuwał prezes Rady Nadzorczej Spółki FE, Andrzej Dąbrowski. Uwijał się jak w ukropie, dopilnowując wszystkiego. I korona mu z głowy nie spadła, gdy sam przenosił ścianki medialne, czy wywieszał banery reklamowe. I nie miał do nikogo o to pretensji. Panie Andrzeju, chapeu bas.
Cleverson Lilton Pelc Fernandes, dla mnie Cleverson Pelc, a jeszcze krócej Clevi. Z byłym zawodnikiem futsalu włoskiego, o ile pamiętam, Kaos Futsal Bologna, zetknąłem się po raz pierwszy późnym latem 2009 roku. Tego polskiego Brazylijczyka polecił do naszej reprezentacji Adam Kaczyński, zapomniana już dzisiaj pewnie przez wielu postać polskiego futsalu, związana z Jango Katowice. W pewnym okresie była to nawet bardzo znacząca postać polskiego świata futsalowego. On wypatrzył Cleversona i sprowadził z Włoch do Polski. Trener Gerard Juszczak, który otrzymał zadanie przygotowania zespołu na Turniej Wyszehradzki, odbywający się w formule czterech państw po raz pierwszy właśnie w 2009 roku, poszukiwał zawodnika ofensywnego, niekonwencjonalnego, z bardzo dobrą lewą nogą, potrafiącego zdobyć przewagę w grze jeden na jeden. Wybór padał na Cleviego. Wybór - jak okazało się - trafny. Cleverson szybko zasymilował się z kadrą, kolegami i był jedną z najjaśniejszych jej postaci. Szybko z Katowic przeszedł do mistrzowskiej Akademii Futsal Club Poznań. Clevi na tym etapie kariery był niemiłosiernie faulowany przez przeciwników, którzy nie mogli sobie poradzić z jego niesamowitą techniką. Później zniknął mi z pola widzenia aż odnalazł go i ponownie ściągnął do Polski jego były poznański trener, Klaudiusz Hirsch. Tym razem do Torunia. Wylewnie przywitaliśmy się na początku tego roku w Warszawie. Życzyłem mu powrotu do kadry i dlatego niezmiernie cieszę się, że trener Andrzej Bianga docenił jego grę i powołał do reprezentacji na najbliższe mecze z Belgią. Niewielu jest futsalistów w Polsce, których oceniam jako sportowców wysokiego poziomu. Cleverson niewątpliwie do nich należy. I to nie tylko ze względów sportowych. Będę zawsze trzymał kciuki za tego wielkiego serca do gry, filigranowego futsalistę. Przy okazji wspomnę, jak kiedyś Clevi mówił do mnie - "Prezes, w Brazylii jest wielu brazylijskich Polaków z paszportami. Szczególnie w Kurytybie. Gdyby tam pojechać, zobaczyć, ściągnąć ich bylibyśmy silni". No tak, ale u nas "farbowane lisy", drogi Cleversonie, nie są w modzie. Przynajmniej póki będzie coś znaczyć zdanie quasi eksperta Jana Tomaszewskiego.
Po powołaniu nowego przewodniczącego komisji futsalu PZPN środowisko futsalowe gotuje się jak w dobrym tyglu. Nawet nie wiedziałem, że prezes Kaźmierczak ma tak wielu znajomych w środowisku futsalowym. A może i on sam o tym nie wie. Jestem nawet pewny, że nie wie. Plotki, nie plotki, ale słychać w środowisku, jak wiele osób powołuje się na znajomość i możliwość oddziaływania załatwienia czegoś. Jak rozdają te osoby komisyjne awanse personalne. Jakie to takie śmieszne, małostkowe. Zresztą zawsze tak było. Ilu ja miałem kiedyś podpowiadaczy, uzdrowicieli wszystkowiedzących, a później do roboty było dwóch, może w porywach trzech. Znając przewodniczącego co najmniej od dekady wiem, że wysłucha, ale decyzje podejmie sam. Kadra, jej wyniki - to będzie największy problem nowego przewodniczącego. Bez wyniku sportowego tego "konia pociągowego" polskiego futsalu nic nie osiągniemy. Za kadrę seniorską nie wykona promocyjnej roboty Futsal Ekstraklasa, futsal kobiecy, młodzieżowcy, panowie Duraj, Morkis, Karczyński, Szymura i wielu innych, czy telewizje wszelkich maści. I tak mógłbym wymieniać jeszcze długo. Nie wiem dlaczego od lat środowisko niezmiennie uważa telewizję oraz transmisje internetowe meczów za panaceum na większość bolączek polskiego futsalu. Nie może być nic bardziej mylnego. Ex-prezydent Stanów Zjednoczonych, Clinton mówił kiedyś w kampanii wyborczej - "liczy się gospodarka, głupcze". Ja powiem trawestując nieco to powiedzenie - "poziom sportowy panowie, poziom sportowy". I to poziom sportowy kadry. Udział seniorów w jakichś finałach UEFA, czy FIFA. I wierzcie mi, do tego nie jest najpotrzebniejsza telewizja, lecz sensowna praca szkoleniowa, praca organiczna w klubach. I pokora, pokora w działaniu. Tak było niegdyś w piłce siatkowej, piłce ręcznej. Ile to lat te dyscypliny nie wychodziły z opłotków, mimo iż telewizje nie tylko od czasu do czasu transmitowały ligę. Dopiero sukces siatkówki reprezentacji kobiet Andrzeja Niemczyka, sukces piłki ręcznej reprezentacji mężczyzn Bogdana Wenty przyniósł zmianę. Wtedy weszły w dyscypliny na poważnie, nie symbolicznie, telewizja i pieniądze sponsorskie dla klubów. Taka, niestety niekorzystna dla futsalu, jest kolejność. Kto w to nie wierzy jest kiep i zaklinacz rzeczywistości oraz prawdy.
Andrzej Hendrzak
Czytaj dalej...
Zduńska Wola kojarzy mi się z trzema rzeczami. Po pierwsze, jest miastem rodzinnym klanu aktorskiego Królikowskich. Po drugie, jest tam firma, o której moja żona mówi z szacunkiem, gdyż produkuje znakomitą damską bieliznę. Po trzecie, w tym mieście ma swoją siedzibę futsalowy mistrz Polski - Gatta Active. Mając za niedalekiego sąsiada jednego z Królikowskich i widząc codziennie u żony pończochy Gatty musiałem, chcąc nie chcąc, dopełnić trzeciego ze skojarzeń i pojechać wreszcie na mecz mistrza w jego macierzystej hali. Wstyd przyznać, ale nie odwiedziłem Zduńskiej Woli, ani w czasie szefowanie polskiemu futsalowi, ani wcześniej czy później, mimo iż bywałem często w pobliskim lotniczym Łasku. Mając w głowie powiedzenie "lepiej późno niż wcale", wybrałem się do Zduńskiej Woli na mecz z Cleareksem Chorzów. Przed wyjazdem nasłuchałem się od różnych "życzliwych" - hala mała, organizacja nie za dobra, kibice niesforni. Przyznam, że trochę byłem tym zmieszany, tym bardziej, że mecz był z kategorii telewizyjnych live. Ale co tam - pomyślałem. Kto przeżył jako delegat ds. bezpieczeństwa PZPN kilka lat temu mecz Górnika Zabrze z Widzewem Łódź, gdzie polewaczki policyjne strumieniami wody gasiły rozentuzjazmowane głowy kibiców, gdzie było strzelanie policji do pseudokibiców, walka na kostki brukowe oraz latające toi-toie, zdemolowana część Zabrza i ponad dwudziestu lżej oraz bardziej rannych, nie powinien przejmować się. Ale z drugiej strony widziałem dwa dni wcześniej rozgrywki młodzieżowe organizowane pod auspicjami PZPN, podczas których gospodarze jakoś nie za bardzo przejęli się, gdy na halę wkroczyła grupka nieco "wczorajszych" kibiców i próbowała narzucić swoje obyczaje zabawowe. Dopiero stanowcza reakcja sędziego wymusiła interwencję. Jedna nie tak to powinno wyglądać - panowie organizatorzy tego turnieju. Nie taka kolejność działania. Szczególnie, gdy grają dzieci, trzeba sprężać się o porządek. Futsal Ekstraklasa wysyła na tak zwane mecze telewizyjne swoich przedstawicieli, aby wspomagali oraz koordynowali współpracę na linii klub - TVP, a także Spółka - TVP. Przy okazji zbierają doświadczenie dla Spółki, jak w przyszłości lepiej sprzedać produkt o nazwie "mecz telewizyjny". Nie jest sztuką zorganizować imprezę, mając wszelkie atuty w ręku, ale sztuką jest wykonać zlecone zadania mając tych atutów mniej. I to organizatorom Gatty udało się w meczu z Cleareksem. Jest takie mądre polskie przysłowie - "tak krawiec kraje jak materiału staje". W Zduńskiej Woli skroili minionego poniedziałku całkiem niezłe widowisko. I to skroili dla wybrednej publiki, bo na trybunach zasiedli - i przewodniczący Komisji Futsalu PZPN, i prezes zarządu Spółki Futsal Ekstraklasy, i politycy, i samorządowcy, i biznesmani, i działacze sportowi innych dyscyplin halowych, i przedstawiciele Łódzkiego ZPN. Aby dodać swoistego smaczku imprezie, nad całością czuwał prezes Rady Nadzorczej Spółki FE, Andrzej Dąbrowski. Uwijał się jak w ukropie, dopilnowując wszystkiego. I korona mu z głowy nie spadła, gdy sam przenosił ścianki medialne, czy wywieszał banery reklamowe. I nie miał do nikogo o to pretensji. Panie Andrzeju, chapeu bas.
Cleverson Lilton Pelc Fernandes, dla mnie Cleverson Pelc, a jeszcze krócej Clevi. Z byłym zawodnikiem futsalu włoskiego, o ile pamiętam, Kaos Futsal Bologna, zetknąłem się po raz pierwszy późnym latem 2009 roku. Tego polskiego Brazylijczyka polecił do naszej reprezentacji Adam Kaczyński, zapomniana już dzisiaj pewnie przez wielu postać polskiego futsalu, związana z Jango Katowice. W pewnym okresie była to nawet bardzo znacząca postać polskiego świata futsalowego. On wypatrzył Cleversona i sprowadził z Włoch do Polski. Trener Gerard Juszczak, który otrzymał zadanie przygotowania zespołu na Turniej Wyszehradzki, odbywający się w formule czterech państw po raz pierwszy właśnie w 2009 roku, poszukiwał zawodnika ofensywnego, niekonwencjonalnego, z bardzo dobrą lewą nogą, potrafiącego zdobyć przewagę w grze jeden na jeden. Wybór padał na Cleviego. Wybór - jak okazało się - trafny. Cleverson szybko zasymilował się z kadrą, kolegami i był jedną z najjaśniejszych jej postaci. Szybko z Katowic przeszedł do mistrzowskiej Akademii Futsal Club Poznań. Clevi na tym etapie kariery był niemiłosiernie faulowany przez przeciwników, którzy nie mogli sobie poradzić z jego niesamowitą techniką. Później zniknął mi z pola widzenia aż odnalazł go i ponownie ściągnął do Polski jego były poznański trener, Klaudiusz Hirsch. Tym razem do Torunia. Wylewnie przywitaliśmy się na początku tego roku w Warszawie. Życzyłem mu powrotu do kadry i dlatego niezmiernie cieszę się, że trener Andrzej Bianga docenił jego grę i powołał do reprezentacji na najbliższe mecze z Belgią. Niewielu jest futsalistów w Polsce, których oceniam jako sportowców wysokiego poziomu. Cleverson niewątpliwie do nich należy. I to nie tylko ze względów sportowych. Będę zawsze trzymał kciuki za tego wielkiego serca do gry, filigranowego futsalistę. Przy okazji wspomnę, jak kiedyś Clevi mówił do mnie - "Prezes, w Brazylii jest wielu brazylijskich Polaków z paszportami. Szczególnie w Kurytybie. Gdyby tam pojechać, zobaczyć, ściągnąć ich bylibyśmy silni". No tak, ale u nas "farbowane lisy", drogi Cleversonie, nie są w modzie. Przynajmniej póki będzie coś znaczyć zdanie quasi eksperta Jana Tomaszewskiego.
Po powołaniu nowego przewodniczącego komisji futsalu PZPN środowisko futsalowe gotuje się jak w dobrym tyglu. Nawet nie wiedziałem, że prezes Kaźmierczak ma tak wielu znajomych w środowisku futsalowym. A może i on sam o tym nie wie. Jestem nawet pewny, że nie wie. Plotki, nie plotki, ale słychać w środowisku, jak wiele osób powołuje się na znajomość i możliwość oddziaływania załatwienia czegoś. Jak rozdają te osoby komisyjne awanse personalne. Jakie to takie śmieszne, małostkowe. Zresztą zawsze tak było. Ilu ja miałem kiedyś podpowiadaczy, uzdrowicieli wszystkowiedzących, a później do roboty było dwóch, może w porywach trzech. Znając przewodniczącego co najmniej od dekady wiem, że wysłucha, ale decyzje podejmie sam. Kadra, jej wyniki - to będzie największy problem nowego przewodniczącego. Bez wyniku sportowego tego "konia pociągowego" polskiego futsalu nic nie osiągniemy. Za kadrę seniorską nie wykona promocyjnej roboty Futsal Ekstraklasa, futsal kobiecy, młodzieżowcy, panowie Duraj, Morkis, Karczyński, Szymura i wielu innych, czy telewizje wszelkich maści. I tak mógłbym wymieniać jeszcze długo. Nie wiem dlaczego od lat środowisko niezmiennie uważa telewizję oraz transmisje internetowe meczów za panaceum na większość bolączek polskiego futsalu. Nie może być nic bardziej mylnego. Ex-prezydent Stanów Zjednoczonych, Clinton mówił kiedyś w kampanii wyborczej - "liczy się gospodarka, głupcze". Ja powiem trawestując nieco to powiedzenie - "poziom sportowy panowie, poziom sportowy". I to poziom sportowy kadry. Udział seniorów w jakichś finałach UEFA, czy FIFA. I wierzcie mi, do tego nie jest najpotrzebniejsza telewizja, lecz sensowna praca szkoleniowa, praca organiczna w klubach. I pokora, pokora w działaniu. Tak było niegdyś w piłce siatkowej, piłce ręcznej. Ile to lat te dyscypliny nie wychodziły z opłotków, mimo iż telewizje nie tylko od czasu do czasu transmitowały ligę. Dopiero sukces siatkówki reprezentacji kobiet Andrzeja Niemczyka, sukces piłki ręcznej reprezentacji mężczyzn Bogdana Wenty przyniósł zmianę. Wtedy weszły w dyscypliny na poważnie, nie symbolicznie, telewizja i pieniądze sponsorskie dla klubów. Taka, niestety niekorzystna dla futsalu, jest kolejność. Kto w to nie wierzy jest kiep i zaklinacz rzeczywistości oraz prawdy.
Andrzej Hendrzak